środa, 20 września 2017

Rozdział 22 - It'll be nice day

*Emma*

Wpisałam kod do klatki i weszłam do budynku. Na ustach ciągle czułam dotyk warg Chrisa, a nogi zupełnie mi zmiękły. Byłam absurdalnie szczęśliwa i wciąż nie mogłam uwierzyć, że znowu jesteśmy razem. Wczorajsza noc dźwignęła nasz związek na wyższy poziom i czułam, że oboje potrzebowaliśmy wzmocnienia tej więzi, bo ostatnio oddaliliśmy się od siebie, potem mieliśmy tydzień przerwy. Chyba naprawdę nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo dzięki zerwaniu zatęskniliśmy do siebie i rozpaliło w nas na nowo uczucia, które zdążyły przygasnąć. Jasne, dzielące nas problemy nie rozpłynęły się magicznie w powietrzu, ale czułam się silniejsza i wierzyłam, że będziemy w stanie sobie z nimi poradzić. Chris powiedział mi wprost, że nie zniesie kolejnej mojej ucieczki i rozumiem go. Jeżeli chcę z nim być, muszę zaakceptować to kim jest i co robi, muszę spróbować to...zrozumieć. Oparłam się o szklaną ścianę windy i wybrałam numer swojego piętra. W tym natłoku wydarzeń zupełnie zapomniałam o torebce, która została w samochodzie kumpla Ricka. Był tam nie tylko telefon, ale także portfel, dokumenty i klucze do mieszkania. Po prostu cudownie. Na własne życzenie zostałam z niczym i nawet nie mogę się zwinąć na kanapie i płakać, bo nie mam jak się dostać do środka. Westchnęłam ze złością. W końcu winda zatrzymała się na moim piętrze z cichym piknięciem, a korytarz wypełnił dźwięk rozsuwanych drzwi z grubego, matowego szkła. Zaczęłam rozważać powrót na dół i pójście do Sam, ale moją uwagę przykuła zatknięta pomiędzy drzwi, a futrynę złożona karteczka. Zatrzymałam dłoń nad przyciskiem opisanym jako "0" i szybko wysiadłam z windy. Drżącymi palcami rozwinęłam papier, a moim oczom ukazała się krótka informacją, nakreślona chwiejnym, niedbałym pismem, jak gdyby adresat pisał w pośpiechu, trzęsącą się ręką: "zapukaj pod 104 - R.". Rick? Może chciał pogadać, ale mnie nie zastał. Z tego co się orientuję, pod numerem 104 mieszka młode małżeństwo z kilkuletnim synkiem. Z wahaniem uniosłam dłoń i zapukałam, ponieważ nigdzie w pobliżu nie widziałam dzwonka. 
- Idę! - usłyszałam stłumiony, damski głos za ścianą.
Po chwili zamek zgrzytnął i otworzyła mi uśmiechnięta, na oko trzydziestoletnia blondynka w różowym dresie i z włosami związanymi w niedbały kucyk. 
- Cześć, przepraszam, że przeszkadzam, ale... - zaczęłam, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
- Cześć! Ty pewnie jesteś Emma, zaczekaj momencik - przerwała mi i zniknęła w głębi mieszkania, zostawiając mnie ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Wróciła z moją torebką, kurtką i dużym, pięknym bukietem różnokolorowych róż przewiązanym błyszczącą wstążką. - Twój chłopak był tu jakąś godzinę temu. Powiedział, że zostawiłaś to wczoraj u niego w samochodzie, ale cię nie było, więc spytał, czy mogłabym ci to oddać razem z kwiatami. Nawiasem mówiąc, są naprawdę śliczne. 
Obdarzyła mnie kolejnym szerokim, zaraźliwym uśmiechem.
- Dziękuję ci bardzo za przechowanie, nawet nie miałam jak wejść do domu, bo w torbece są klucze! - odetchnęłam z ulgą. - Ale skąd wiedziałaś, że chodzi o mnie? Chyba nie spotkałyśmy się wcześniej.
- Racja, ale twój chłopak opisał cię jako piękną, szczupłą, dwudziestoletnią brunetkę i miał zostawić ci kartkę. - Wskazała ruchem głowy na moje palce, ściskające zwitek papieru. - Wszystko się zgadza - podsumowała. - Tak w ogóle jestem Trish.
- Emma, miło mi. - Uścinęłam jej wyciągniętą dłoń. - A Rick to mój kumpel, nie chłopak - zaznaczyłam.
Uniosła brwi.
- Wow, chciałabym żeby moi koledzy przysyłali mi takie prezenty - zachichotała.
- Nie wiem, co mu strzeliło do głowy. Jeszcze raz dziękuję Trish.
Od razu po wejściu do mieszkania złapałam za telefon i wybrałam numer Sam, w międzyczasie wstawiając kwiaty do wazonu. Do kokardki Rick doczepił bilecik: "Cholernie Cię przepraszam. R.". Miałam od niego mnóstwo nieodebranych połączeń i kilka esemsów. Po krótkiej rozmowie z Samanthą, odpowiedziałam na jego ostatnią wiadomość.

Od: Rick
Zadzwoń, kiedy odzyskasz telefon. Proszę, porozmawiajmy.

Do: Rick
Wpadnij do mnie po południu.

Odpisał błyskawicznie

Od: Rick
Będę o 17, ok?

Do: Rick
Ok

Nie minęło pół godziny, a na progu mojego mieszkania pojawiła się Sammy. Miała na sobie czarne legginsy w panterkę, żarówiaście różowy sweter pod kolor włosów, czarne kozaki na szpilce i białą pikowaną kurtkę. Moja przyjaciółka jest jedną z tych osób, które wyglądają ślicznie i seksownie we wszystkim co na siebie założą. Zawsze zazdrościłam jej modowej pewności siebie i byłam w stu procentach przekonana, że w ekstrawaganckich ciuchach Sam, w których ona wygląda jak hollywoodzka gwiazdka, ja wyglądałabym kiczowato i po prostu śmiesznie.
- No, Davis! Ładne cienie pod oczami, zabalowałaś! - zawołała radośnie, przyciągając mnie do siebie i obdarzając mocnym Sam-przytulasem. Na samą myśl o powodzie mojej zarwanej nocki zrobiło mi się gorąco. Ten powód ma metr dziewiędziesiąt wzrostu, twarde, umięśnione ciało i najseksowniejsze niebieskie oczy na świecie. On w ogóle jest cholernie seksowny. 
- Zaraz. - Sam przysunęła nos do mojej szyi i wciągnęła powietrze głęboko w nozdrza. - Ty pachniesz facetem, Emma! Zajebistymi, męskimi perfumami z górnej półki. I się rumienisz! Co tam się do cholery działo?! Spałaś z Rickiem?! - pisnęła, wlepiając we mnie zdziwione spojrzenie.
- Co?! Nie! - zawołałam ze śmiechem. - Nie z Rickiem.
- Nie z Rickiem, ale z kimś tak?! No opowiadaj, bo zaraz wybuchnę! 
Złapała mnie za rękę i zaciągnęła na kanapę.
- Mów! - zarządała.
Westchnęłam i opowiedziałam jej w skrócie o wczorajszym wieczorze, pomijając niektóre szczegóły, jak na przykład co Chris robił tak późno na Bronxie. Nie umknęło to jednak uwadze przyjaciółki.
- Ok... Ok. Podsumowując: poszłaś na imprezę, żeby zapomnieć o swoim byłym i zwinęłaś się z niej ze swoim byłym, który pojawił się tam z niewiadomo kąd a potem uprawialiście seks u niego w domu? - spytała. Wyglądała na naprawdę nieźle zaskoczoną. No cóż, na jej miejscu pewnie też bym była.
- No... W zasadzie tak było. - Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się niepewnie.
- O. Mój. Boże. Emma, TY spałaś z facetem!!! - krzyknęła tak głośno, że pewnie ludzie słyszeli ją na ulicy. - Jak było?! Ten koleś to totalnie gorący towar! 
- Uhm...fajnie. - wymamrotałam z czerwonymi policzkami. Ta rozmowa nie może być już bardziej krępująca.
- Fajnie?! I tyle?! Szczegóły proszę! - emocjonowała się chyba bardziej niż ja. Proszę, jednak może być.
- Sammy, błagam. Szczegóły chcę zachować dla siebie. - Spojrzałam na nią przepraszająco.
Z westchnieniem przewróciła oczami. 
- Jak cię upiję to i tak mi wszystko wygadasz. Myślisz, że on cię śledził? 
- Co? Co to za głupoty Sam, oczywiście, że nie! To był szczęśliwy zbieg okoliczności, że akurat tamtędy wracał do domu, bo inaczej nie wiem co by ze mnie zostało.
- Prawdziwy książę z bajki - zakpiła. - Musisz go naprawdę kochać, skoro do niego wróciłaś, po tym co ci zrobił.
- A niby co mi zrobił? - Uniosłam brwi.
- Tego właśnie nie wiem, ale sądząc po tym jak byłaś rozbita po rozstaniu, to musiał nieźle narozrabiać - oceniła z miną fachowej znawczyni mężczyzn. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
Spędziłam z Samanthą naprawdę miłe popołudnie. Brakowało mi naszych babskich pogaduszek i śmiechu, na które ostatnio nie miałam w ogóle ochoty, bo moje serce i umysł zaprzątał Chris. Hmm, ciągle zaprząta, ale teraz te myśli wywołują na mojej twarzy szeroki uśmiech.
Punktualnie o piątej rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, przerywając mi i Sam pałaszowanie ogromnego pudełka lodów waniliowych, które znalazłyśmy w zamrażarce.
- Cholerka, już tak późno? - Zerknęłam na zegarek i wrzuciłam łyżkę do pudełka. - Umówiłam się z Rickiem. - wyjaśniłam, widząc uniesione brwi przyjaciółki.
- Jezu, czy ty aby nie przesadzasz? Christian, Rick, o kimś jeszcze nie wiem?
- Sam, serio?... - Przewróciłam oczami i poszłam otworzyć Rickowi. Stał w progu z czerwoną różą w dłoni i skruszoną miną.
- Hej... Słuchaj, chciałbym cię przeprosić za wczoraj. Nie chciałem, żeby tak wyszło. - plątał się. - To dla ciebie. - Wręczył mi kwiat. - Przynajmniej jedną chciałem ci dać osobiście.
- Nie musiałeś Rick, ale dziękuję. - Przepuściłam go w drzwiach. - Wejdź.
- Cholera, ta impreza to było jedno wielkie nieporozumienie. Gdybym wiedział, że kumple robią mnie w balona w życiu bym cię tam nie zabrał. Nie wiem co się stało, Em, wypiłem tylko jednego shota i przestałem kontaktować.
- Bo dosypali ci jakiegoś gówna do wódki.
- Ale porażka, powinienem to przewidzieć. Chciałem ci zaimponować, a wyszło zupełnie na odwrót. - wyznał.
Zaimponować? Przecież jasno dałam mu do zrozumienia, że nie jestem nim zainteresowana w ten sposób. Z niezręcznej sytuacji wyrwała mnie Sam, wychodząca z salonu. 
- Rick, to Samantha, moja przyjaciółka. Sammy, Rick. - przedstawiłam ich sobie.
- Cześć. - przywitała się chłodno. Była na niego wściekła w moim imieniu, a nawet bardziej niż ja.
- Hej, bardzo mi miło. - uśmiechnął się Rick, nieświadomy jej gniewu, który na siebie ściągnął.
- Będę leciała, Emm, trzymaj się. - Przytuliła mnie na pożegnanie i szybko wyszła, nawet nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem.
Poprawiłam na ramionach bluzę i swobodnie przeszłam do kuchni, a Rick podążył za mną.
- Napijesz się czegoś? - spytałam. Kawa, woda, sok? 
Usiadł przy wyspie kuchennej, uważnie przesuwając wzrokiem po moim ciele. Miałam na sobie czarne legginsy, obcisły biały top i za dużą, rozpinaną bluzę z kapturem, ale poczułam się naga pod jego świdrującym spojrzeniem i nie było to przyjemne uczucie.
- Rick? - powtórzyłam z irytacją, zmuszając go, żeby popatrzył na moją twarz.
- Przepraszam. Może być woda. - wymamrotał.
Podałam mu wysoką szklanką i usiadłam na przeciw niego.
- Emma, podobasz mi się. Cholernie, strasznie mi się podobasz. Wiem, że nie chcesz się pakować w kolejny związek i wiem, że nie pokazałem się z najlepszej strony, ale nie skrzywdzę cię, jak tamten facet. Naprawdę. Daj mi szansę. Proszę. MUSISZ dać mi szansę. - poprosił, albo raczej rozkazał. Jego źrenice były dziwnie rozszerzone, a ton głosu wypełniało pożądanie tak wielkie, że w odruchu ucieczki odchyliłam się na krześle i skrzyżowałam ramiona, przyjmując obronną postawę. Najchętniej kazałabym mu wyjść, ale zaczął mnie przerażać i nie chciałam, żeby stał się agresywny. 
- Rick, prawie się nie znamy. - zaczęłam słabym głosem.
- Więc się poznamy, skarbeńku. Nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym cię poznać.
Przełknęłam ślinę. Gardło miałam ściśnięte ze strachu, a dłonie drżące i spocone. W ogóle nie rozpoznawałam w tym chłopaku Ricka, który wpadł na mnie na rolkach. A może właśnie teraz pokazał mi swoją prawdziwą twarz? Zemdliło mnie. Świadomość, że tak bezmyślnie zaufałam jakiemuś psychopacie była okrutna i upokarzająca. Brawo, Emma. Mój żołądek boleśnie zacisnął w supeł, kiedy Rick wstał i zaczął okrążać blat, żeby do mnie podejść. W głowie nerwowo zaczęłam odtwarzać wszystkie ruchy obronne których nauczyłam się od Chrisa. Wstałam, cofnęłam się o krok i wpadłam plecami na lodówkę. 
- Nie uciekniesz przede mną, skarbie. - zadowolony głos Ricka rozbrzmiał tuż przy moim uchu, a jego dłonie ścisnęły moje biodra. 
- Rick, opanuj się. Przestań. - szepnęłam spanikowana. 
- Daj spokój, przecież wiem, że też mnie pragniesz. 
Nagle rozległo się głośne pukanie. Serce drgnęło mi na myśl, że tylko jedna osoba, poza Sam, zna kod do mojej klatki i nigdy nie używa dzwonka. 
- Momencik. - Podniosłam palec wskazujący do góry, prześlizgnęłam się pod ramieniem zdezorientowanego Ricka i popędziłam do drzwi. Ręce tak mi się trzęsły, że miałam problem z przekręcenim zamka. W końcu mi się udało i gwałtownie szarpnęłam za klamkę, otwierając drzwi na oścież. Moje oczy spotkały się ze spojrzeniem Chrisa i całe moje ciało zalała niewysłowiona ulga. 
- Boże, Chris... - zaszlochałam, zarzucając ręce na jego szyję. Przytulił mnie mocno, uspokajająco gładząc po plecach.
- Hej, mała, co się stało? - spytał łagodnie. Odetchnęłam głęboko, napawając się ogarniającym mnie poczuciem bezpieczeństwa.
- Emma?! Kto tam do cholery przyszedł?! - krzyknął Rick zniecierpliwionym głosem.
- Chris... Rick tu jest... On chciał... - płakałam, wtulając policzek w jego pierś.
- Dotykał cię? - warknął. 
- On jest chyba naćpany... Próbował... - głos uwiązł mi w gardle. 
Oczy Chrisa zapłonęły niebieskim ogniem i objął mnie mocniej.
- Poczekaj w salonie okej? Zajmę się nim.
Skinęłam głową i przemknęłam do salonu. Ledwie oparłam się o ścianę, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i osunęłam się na podłogę, chowając głowę w ramionach. Z mojej piersi wyrwał się głuchy szloch. Zwinęłam się w kulkę, jakby to miało mnie odciąć od świata i wszystkich pieprzonych problemów. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się stać, gdyby Chris nie przyszedł wcześniej. Wszystko przez moją własną głupotę i nieodpowiedzialność. "Gdybyś była rozważniejsza i mniej postrzelona..." - słowa Chrisa sprzed kilku tygodni na nowo rozbrzmiały w mojej głowie i dały początek kolejnej fali łez.
Zza ściany dobiegały stłumione odgłosy szamotaniny. Najwyraźniej Rick zaczął się stawiać, co tylko potwierdzało, że brał, bo nikt trzeźwy nie próbowałby się wplątać w bójkę z moim chłopakiem. Szczególnie nikt o szczupłej posturze Ricka. To możliwe, że ten syf trzyma go od wczoraj? Biorąc pod uwagę moje problemy sprzed kilku lat, potrafiłam bez trudu rozpoznać, czy ktoś regularnie zażywa prochy, a Rick nie wyglądał na jedną z tych osób. 
Nagłe trzaśnięcie drzwi sprawiło, że drgnęłam ze strachu. Po chwili Chris wszedł do salonu i przyklęknął koło mnie. 
- Już wszystko dobrze, jestem przy tobie. - wyszeptał, obejmując mnie mocno. Jego ciepłe, silne ramiona owinęły się wokół mojej talii, zapewniając mi wsparcie, ochronę i bezpieczeństwo. Przycisnął usta do mojego czoła i przytulił policzek do moich włosów. Schowałam twarz w jego szyi, szlochając jak dziecko. Byłam przestraszona i skołowana. I tak bardzo go potrzebowałam... Nie wiem, jak długo siedzieliśmy na podłodze, zanim się uspokoiłam. Nieświadomie ściskałam palcami koszulkę Chrisa, jakbym się bała, że mnie zostawi. 
- Trzymaj się. - powiedział cicho. Wziął mnie na ręce, zaniósł na kanapę i pociągnął na swoje kolana. Podwinęłam nogi i wtuliłam się w niego, oddychając płytko. Jego znajomy zapach działał na mnie wyciszająco.
- Był naćpany? - wydusiłam drżącym głosem.
Chris westchnął i zaczął delikatnie gładzić moje ramię.
- Tak sądzę. - odparł w końcu. - Nie wiedziałaś, że bierze. - Bardziej stwierdził, niż spytał.
Pokręciłam tylko głową. - Ja go prawie nie znam, Chris. Poszłam na tą imprezę, bo Sam właściwie wypchnęła mnie z mieszkania. 
Jego dłoń znieruchomiała na chwilę, a mięśnie napięły się. Sapnął ze złością, ale ponownie zaczął mnie głaskać.
- Jak mogła kazać ci iść gdzieś w dupę z bandą obcych kolesi? - warknął, z trudem panując nad tonem głosu.
- To nie jej wina, mogłam odmówić. - zaprotestowałam słabo.
- Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. - wyszeptał wprost do mojego ucha. Delikatnie przygryzł jego płatek, od razu łagodząc kąśnięcie ustami. Poczułam przyjemne ciarki na całym ciele. 
- Chris... 
- Tak skarbie? 
W odpowiedzi przesunęłam się na jego kolanach i musnęłam ustami jego wargi. Objął mnie mocniej, leniwie pogłębiając pocałunek. Pozwoliłam jego dłoniom błądzić po moim ciele, podczas gdy sama wsunęłam rękę pod jego koszulkę i raz po raz przebiegałam palcami przez jego umięśniony tors. Przyciąganie, które odczuwaliśmy było tak silne, że wręcz namacalne. Odsunęłam się z trudem i podciągnęłam kolana pod brodę. 
- Co jest? - wymruczał Chris z ustami przy mojej szyi. Składał na niej delikatne, wilgotne pocałunki, pozwalając mi się rozluźnić w jego ramionach. Skutecznie odciągał moją uwagę od natłoku myśli kłębiących się w głowie, jednak ciągle byłam nimi rozkojarzona, a długa, nieprzespana noc zaczynała dawać się we znaki. Czułam w piersi coraz większy ciężar nagromadzonych negatywnych emocji. Z całej siły walczyłam, żeby się znowu nie rozpłakać. 
- Mała... No nie, proszę nie płacz. 
Chris przytulił mnie mocno i uspokająco kołysał w ramionach. Wcisnęłam nos w jego szyję i zamknęłam oczy. Sen nadszedł szybko i niespodziewanie, pogrążając mnie w błogiej ciemności.

***

Obudziłam się w swoim łóżku, otulona ramionami Chrisa. Moje plecy ściśle przylegały do jego klatki, a głowa leżała pod jego brodą. W pokoju było zupełnie ciemno i duszno. Delikatnie wyplątałam się z jego uścisku i usiadłam, próbując sobie przypomnieć co się stało. Skronie pulsowały mi boleśnie, po niedawnym płaczu, a całe ciało kleiło się od potu. Musiałam spać naprawdę mocno, skoro nawet nie pamiętam momentu, w którym Chris mnie tu przyniósł. Zegar w telefonie wskazywał na kilka minut po północy, więc spałam sześć godzin i byłam zupełnie rozbudzona. Wzięłam z szafy czyste ubrania i cicho poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Chłodna woda obmywała strumieniami moją skórę, powoli przywracając trzeźwe myślenie. Zewsząd zalały mnie strzępki wydarzeń wczorajszego wieczora. Zadrżałam na wspomnienie łap Ricka na moim ciele. Ostatnio mam więcej szczęścia, niż rozumu. Doprowadziłam się do porządku i przemknęłam do kuchni, uważając, żeby nie obudzić Chrisa. Nalałam sobie wody do szklanki i oparłam czoło o chłodną szybę. Mimo, że nie zapaliłam lampy, pomieszczenie oświetlała delikatna poświata wpadająca z ulicy przez okna. Nowy Jork nie gasnął nawet na moment. Na blacie wciąż stały te okropne róże, więc wyjęłam je z wazonu i wcisnęłam do kosza. 
- Wszystko ok?
Odwróciłam się na dźwięk głosu Chrisa. Stał oparty o framugę i wpatrywał się we mnie z niepokojem w błyszczących, niebieskich oczach.
- Tak. Ja tylko... Chyba po prostu się wyspałam. - wybrnęłam z lekkim uśmiechem. - Dziękuję, że zostałeś. Odepchnął się od ściany i podszedł do mnie powoli, tym swoim swobodnym krokiem mówiącym "Ja tutaj rządzę". Położył dłonie na mojej talii i lekko przechylił głowę.
- Lubię z tobą zostawać. Kłaść się i budzić koło ciebie. - wyznał cicho, delikatnie gładząc kciukami mój brzuch przez materiał topu. 
- Ja też to lubię. - szepnęłam, wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana.
- Chodź tutaj. - wymruczał i przyciągnął mnie do swojej klatki. 
Zawinęłam ramiona wokół jego wąskiego pasa i czule przesunęłam nosem po nagiej piersi. Pod palcami mogłam wyczuć każdy napięty, twardy mięsień na jego plecach, torsie, ramionach. Ścisnęłam jego biceps, który wydawał się ogromny w porównaniu z moją dłonią. 
- Ile trzeba ćwiczyć, żeby tak wyglądać? - spytałam zaczepnie, ciągle badając palcami jego ciało.
- Tak, czyli jak? - droczył się z krzywym uśmieszkiem na ustach.
- Tak... seksownie...pociągająco... Masz w ogóle jakąś tkankę tłuszczową? 
Dźgnęłam go lekko w brzuch, ale równie dobrze mogłabym dźgać ścianę. 
Zaśmiał się nisko. - Szczerze mówiąc, nigdy o tym nie myślałem, ale cieszę się, że podoba ci się to co widzisz. - wychrypiał w moje ucho.
- Bardziej podoba mi się to, czego nie mogę zobaczyć. To, co jest tutaj. - szepnęłam i położyłam dłoń płasko na jego piersi, w miejscu gdzie wyczuwalne było bicie serca. Przykrył moją rękę swoją i pochylił ciemną głowę, tak że nasze czoła się zetknęły 
- Wiem. - mruknął. - I za to cię kocham.
Przytuliłam go mocno i przez chwilę po prostu staliśmy i cieszliśmy się tą bliskością. 
- O której jutro szkoła? - spytał cicho.
- Od dwunastej do szóstej - westchnęłam. - Wcale mi się nie chce, ale sesja zimowa coraz bliżej i muszę jeszcze oddać pracę semestralną. 
Uśmiechnął się i cmoknął mnie w czubek nosa. - Na pewno będziesz najlepsza. Odwiozę cię rano. 
- A mogę się sama odwieźć? - popatrzyłam na niego błagalnie.
- Chyba za bardzo się przywiązujesz do mojego audi. - Zmrużył oczy i żartobliwie pokręcił głową. 
- Chriiiiiis, proszę? 
- Możesz jechać. - zgodził się, unosząc dłonie w poddańczym geście.
- Tak! - pisnęłam i rzuciłam się mu na szyję.
Zaśmiał się i podniósł mnie do góry. 
- Ale teraz wracamy do łóżka. - zarządził, obracając mnie i przerzucając sobie przez ramię.
- Nie chcę mi się spać! Puszczaj! - pisnęłam i zaczęłam wiercić się w jego uścisku. Dał mi klapsa na żarty.
- Nikt nie powiedział, że będziemy spać. - odparł.
- Hmm to zmienia postać rzeczy. - zachichotałam. 
Postawił mnie na podłodze w sypialni i uważnie przesunął wzrokiem po moim ciele.
- Cieszę się, że podoba ci się to co widzisz. - wymruczałam, naśladując jego ton.
- Cholernie mi się podoba i zaraz ci pokażę jak bardzo.
Zaśmiałam się cicho i objęłam jego twarz dłońmi. - Więc pokaż.

***

*Christian*

Następnego dnia przed południem odwiozłem Emmę na uczelnię albo raczej udostępniłem jej audi, żeby sama się odwiozła. Pierwszy raz całkiem dobrze czułem się na siedzeniu pasażera. Em miała luźny styl jazdy i pewną rękę, co było równie podniecające jak gdyby założyła bikini. Hmm w sumie dałoby się to połączyć...
- Chris, pobudka! 
Moja piękna dziewczyna pstryknęła mi palcami przed nosem, a gdy popatrzyłem na nią zdezorientowanym wzrokiem, parsknęła śmiechem.
- Gdzie odpłynąłeś? Jesteśmy pod uniwerkiem, nie chcesz odzyskać swojego auta? - spytała rozbawionym głosem.
- A ty nie chcesz go prowadzić w bikini? - spojrzałem na nią z nadzieją.
- O tym przed chwilą myślałeś? - Zakryła usta dłonią, z trudem powstrzymując śmiech. Była po prostu śliczna z tymi zaróżowionymi policzkami i ogromnymi, brązowymi oczami, w które mogłem się wpatrywać godzinami. Emma jest z natury skryta i ciężko cokolwiek z niej wyciągnąć, ale wystarczy że popatrzę w jej oczy i wiem już wszystko. Uśmiechnąłem się kącikiem ust i założyłem kosmyk ciemnych włosów za jej ucho.
- Cóż... Jeśli mam być szczery...to tak. 
Trzepnęła mnie lekko w ramię.
- Faceci. - prychnęła. - Lecę do szkoły, widzimy się wieczorem?
- Jasne, przyjadę po ciebie.
Posłała mi promienny uśmiech i pochyliła się, żeby dać mi buziaka w policzek, ale złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie, przyciskając usta do jej warg. Odwzajemniła czule pocałunek i rozczochrała mi włosy palcami.
- Kocham cię. Do zobaczenia. 
Cmoknęła mnie w usta, sięgnęła do klamki i wyskoczyła z auta, machając mi jeszcze na pożegnanie.
- Też cię kocham... - szepnąłem, patrząc za jej zgrabną sylwetką w dopasowanej czarnej kurtce, znikającą w tłumie studentów. Nie lubiłem patrzeć jak odchodzi, wpadałem wtedy w głupi strach, że już nie wróci. "Idzie do szkoły kretynie, zobaczycie się wieczorem." - zganiłem się w myślach. Nie znoszę tego, że tak bardzo jej potrzebuję, ale jednocześnie...nie wyobrażam sobie jak by to było jej nie potrzebować.  Przesiadłem się na fotel kierowcy i odpaliłem silnik. Po chwili czarne R8 mknęło już w kierunku New Jersey, gdzie czeka na mnie Ethan i ukochana robota. Zapowiada się cudowny dzień.
Zostawiłem samochód na parkingu i zjechałem windą do swojego gabinetu. Ethan siedział pogrążony w papierach w pokoju obok przy swoim biurku. Przerzucał dokumenty, skreślał coś i nanosił poprawki, a potem znowu skreślał. W końcu rzucił długopis na blat i nerwowym ruchem przeczesał włosy. Lekko zapukałem w szybę, żeby zwrócić jego uwagę i wskazałem na drzwi, dając znać, że wchodzę. Skinął tylko głową.
- Co jest stary? - spytałem, kopniakiem zamykając za sobą drzwi.
- Te strategie są gówniane. Gówno zrobimy z takim planem. - warknął i walnął otwartą dłonią w stertę papierów. Widok Ethana wytrąconego z równowagi jest równie częsty, jak widok mnie spokojnego, więc zmarszczyłem tylko brwi i pochyliłem się nad kartkami. Nawet nie doszedłem do połowy strony i już wiedziałem, że te plany musiał pisać jakiś debil. Nic w nich nie miało sensu. Żeby akcja miała szansę się udać musi być zaplanowana perfekcyjnie szczegółowo. Trzeba przewidzieć każdą ewentualność. Tutaj było mnóstwo dziur, a cała ta pseudo "strategia" aż krzyczała banałem i brakiem wyobraźni. Ethan poznaczył marginesy mnóstwem strzałek z czerwonymi pytajnikami i wykrzyknikami, ale w tym planie nie było czego poprawiać, on nadawał się tylko do kosza.
- Eth mam tylko jedną uwagę. - odezwałem się po dłuższej chwili milczenia.
- Tylko jedną? Jaką? - spojrzał na mnie zdzwiony.
Wziąłem do ręki gruby marker i narysowałem na kartce ogromny, czarny pytajnik.
- Taką, kurwa. - syknąłem. - Nie wiem kto się pod tym podpisał, ale ma wylecieć. Teraz. - podkreśliłem.
Ethan zaśmiał się gorzko. - Więc chcesz wypierdolić cały zespół strategów? - spytał kpiąco.
- Co ty kurwa pieprzysz?!
Podsunął mi drugą kartkę, na której jeden pod drugim złożone były podpisy wszystkich ludzi ze strategii. Wpatrywałem się w nie tak długo, aż straciły ostrość i rozmazały mi się przed oczami. Zamrugałem kilkukrotnie. 
- Pierdolisz... To jakiś jebany kawał, prawda?!
- Nie. - burknął z grobową miną. 
- Ja pieprzę... Idzie zima, najspokojniejszy okres między gangami. Będzie mróz, śnieg i nikomu nie przyjdzie do głowy żeby odpierdalać. Ale wszyscy będą myśleć, przygotowywać się, ustalać, zawierać i zrywać sojusze. W końcu nadejdzie krwawa wiosna i wtedy musimy mieć plan. Cholernie dobry plan. A to - wskazałem na papiery - to jest plan na szybką, kurewsko bolesną śmierć. Tego chcemy? 
- Załatwię to. Spróbujemy sprowadzić ludzi z innych stanów. Kurwa... Po prostu narazie o tym nie myślmy. Mamy całą zimę, w porywach początek wiosny. Szkoda nerwów. - westchnął ciężko, pocierając skronie palcami.
Skinąłem głową. - W porządku, Eth. Wybrniemy. 
- Tak... A wiosną zaczyna się sezon, będziesz bronił tytułu?
Czterokrotnie zdobyłem mistrzostwo w "Black Rivarly" - corocznych wielo etapowych wyścigach motocyklowych, organizowanych nielegalnie w różnych opuszczonych zakątkach miasta.  Zawsze odbywają się na ciężkiej, niebezpiecznej trasie jak na przykład Old Highway. Często giną ludzie. Za często. Dlatego informacja o miejscu wyścigu jest udostępniana dopiero dzień przed nim, tak, żeby psy niczego nie wywęszyły.
- Jeszcze nie wiem. - odparłem szczerze.
- Nie wiesz?! Jak to nie wiesz?! Myślałem, że mnie wyśmiejesz za takie pytanie, bo odpowiedź jest oczywista, a ty nie wiesz?! 
Ethan patrzył na mnie jakbym zwariował. Może faktycznie zwariowałem. Wyścigi to moja pasja, mają dla mnie ogromne znaczenie. Nie powinienem więc nawet się zastanawiać nad startem. To powinno być... oczywiste...
- Powiedziałem Emmie, że jedno jej słowo i rzucę to wszystko. Nie chcę jej dawać powodów...
- Kurde, ona cię kocha! Wie, że to twoje życie i nie każe ci z niego zrezygnować!
- Może nie, Eth, ale nie lubię jak się martwi. Chciałbym wystartować...ale jeszcze nie wiem. Pogadam z nią.
- No dobra. Ale nie powinieneś dla niej rezygnować, a ona nie powinna cię o to prosić.
Pokręciłem głową z krzywym uśmieszkiem. 
- Nie chciałbyś chociaż raz wygrać? - spytałem ze śmiechem.
- Daj spokój, jeśli nie startujesz to żadna wygrana. - Wzruszył ramionami. - Jesteś najlepszy. Przegrać z tobą to pieprzony zaszczyt, wszyscy to wiedzą.
- Przemyślę to jeszcze ok? 
- Ok. Tylko nie myśl za długo.
Wstał i zabrał z biurka pokreślane kartki. - Pójdę wyjaśnić to nieporozumienie. Poszukaj w bazie danych numerów do ludzi z Chicago, Los Angeles, Las Vegas, San Francisco, Miami... I w zasadzie do wszystkich innych, którzy są choć trochę ponadprzeciętni, bo nasi to totalne dno. - rzucił ze złością i wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Wróciłem do swojej części biura i odpaliłem komputer. Tak czułem, że to będzie cudowny dzień.

___________________________
Hej! Witam się z Wami po kolejnej dłuższej przerwie. Jak wiecie albo nie, jestem teraz w 2lo co łączy się z ogromnymi ilościami materiału do przerobienia i toną zadań i projektów. Nie mam czasu na opublikowanie gotowych rozdziałów, a co dopiero na pisanie nowych, ale mimo to nie chcę zawieszać bloga. W końcu są weekendy, dni wolne, ferie itp itd i na pewno będę kontynuować historię Emmy i Chrisa, jednak będzie mi to szło znacznie, znacznie wolniej. Mam mnóstwo pomysłów, niestety brakuje mi czasu na zrobienie z nimi czegokolwiek, więc na razie wędrują do mojego notatnika i czekają na swoją kolej. Mam nadzieję, że zrozumiecie i nie będziecie mieli do mnie żalu. Jeśli ktoś będzie czasem wpadał na bloga lub czekał na kolejne rozdziały będzie mi bardzo miło. :)))) Koniecznie napiszcie mi też, co sądzicie o R22. 
Wasza Little M. <3

Ps. Gdyby ktoś miał pytania lub po prostu chciał popisać: mój wattpad - MaryAnne001130 zapraszam :D

5 komentarzy:

  1. Ja czekam caly czas na nowe rozdziały 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuu nie sądziłam, że ktoś tu jeszcze będzie zaglądał :D ;) Little M.

      Usuń
  2. Ja codziennie wchodzę i sprawdzam czy może już jest nowy dział 😅 zawsze czekam z niecierpliwością na nowy dział 😅 Uwielbiam Ciebie i twoje historie
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow dziękuję! <3 Naprawdę aż się robi ciepło na serduszku od takich komentarzy :)
      Również pozdrawiam :*
      Little M.

      Usuń