poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 18 - Być na sto procent

8 października 2016, Nowy Jork

 
*Emma*

Przewróciłam się na bok i nakryłam głowę poduszką. Od piętnastu minut wkurzona Sam wali w drzwi mojego mieszkania. Minął tydzień. Pieprzone siedem dni. Najgorsze siedem dni mojego życia. Przez te siedem dni nie zrobiłam nic. I mówiąc nic mam na myśli...zupełnie nic. Nie chodziłam na uczelnię, nie odbierałam telefonów, nie logowałam się na portalach społecznościowych. Kiedy dzwoniła Sam lub Aiden czekałam aż komórka przestanie brzęczeć, a następnie pisałam krótkiego esemesa, że jestem chora i muszę siedzieć w domu. Aiden mi uwierzył i życzył szybkiego powrotu do zdrowia. Na początku Sam tez mi wierzyła, wysyłała e-mailem notatki i najważniejsze fragmenty wykładów, które nagrała na dyktafon. Jednak kiedy wczoraj znowu nie odebrałam, zaczęła coś podejrzewać i przyszła tutaj. Przestraszy się jak mnie zobaczy. Roztrzęsioną kupkę nieszczęścia zawiniętą w ogromny puchaty kocyk. "Sama jesteś sobie winna. Zerwałaś z nim idiotko." - odezwał się ironicznie głos w mojej głowie. Tak, to prawda, zerwałam. Zostawiłam Chrisa, faceta, którego kocham tak mocno, że każdy oddech bez niego boli. Nie, nie boli. To uczucie, jakby ktoś położył mi na piersi jakiś ogromny ciężar, który uciska płuca, nie pozwala zaczerpnąć powietrza. Zamiast serca czułam tylko potworną pustkę. Każdy dzień z tych siedmiu wyglądał tak samo jak jego poprzednik. Leżałam i płakałam, siedziałam i płakałam, generalnie ciągle płakałam. Niesamowite, że mój organizm naraz potrafił wytworzyć tyle hektolitrów łez. Tak było do dzisiaj, kiedy się obudziłam, nie czując nic. Zawładnęły mną samotność i zobojętnienie. Przestałam czuć...
- Davis do jasnej cholery! Otwórz te drzwi! - wydzierała się Sam. - Co ty wymyśliłaś?! Wiem, że nie jesteś chora! Emma! 
Ona stąd nie pójdzie. Znam ją dłużej niż nie znam. Są dwie opcje: albo ją wpuszczę i będę musiała wysłuchać kazania o optymizmie życiowym albo tego nie zrobię i narażę swoje drzwi na szwank bo Sam jest zdolna do wszystkiego. Nawet jeśli "wszystko" oznaczałoby wezwanie policji i wciśnięcie im kitu, że próbuję się zabić i trzeba mnie ratować. Tak czy siak, ona tu wejdzie i kazanie dostanę, więc chyba lepiej szybko mieć to z głowy. Z ciężkim westchnieniem zwlokłam się z kanapy i przetarłam twarz dłońmi. Wyglądałam okropnie, co świetnie wpasowywało się w mój nastrój. Byłam blada, ubrana w starą bluzę, włosy miałam rozczochrane, a pod oczami rysowały się wyraźne cienie. Tak jakby szczęśliwa, pełna energii dziewczyna sprzed tygodnia przestała istnieć i zastąpiła ją zupełnie inna osoba. Niepewnie podeszłam do drzwi, przekręciłam górny zamek...
- Emma! Wreszcie! - Sam z impetem otworzyła szerzej drzwi i wtargnęła do środka w otoczce ostrych, seksownych perfum. Śliczna i ekstrawagancka, jak zawsze. Ciemne włosy z fioletowym sombre spięła w wysoką kitkę za pomocą wielkiej kokardy. Miała na sobie obcisłe metaliczne spodnie, żarówiaście różową bluzkę na ramiączkach, skórzaną kurtkę i co najmniej piętnasto centymetrowe szpilki. Na jej nadgarstkach pobrzękiwała niezliczona ilość bransoletek, które kompletowały się z okrągłymi kolczykami. Zmarszczyła zgrabny nosek, uważnie przesuwając po mnie wzrokiem. Obserwowałam jak wyraz jej twarzy zmienia się z wściekłego na zdumiony, a następnie pełen niedowierzania.
- Cześć Sam. - zaczęłam cicho, nerwowo owijając końcówkę splątanego warkocza na palcu.
- Coś ty ze sobą zrobiła Emma? - wydukała przyjaciółka. - Jadłaś coś w ogóle przez ten tydzień? Wyglądasz strasznie! Tylko mi nie mów, że wpadłaś w anoreksję! Przecież ty schudłaś przez pół! A te sińce pod oczami? Co się z tobą do jasnej cholery dzieje? - wyrzuciła z siebie jednym tchem. Delikatność raczej nie była jej mocną stroną. Oparła dłonie na szczupłych biodrach i spojrzała na mnie wyczekująco.
Wzruszyłam ramionami. Jedzenie było ostatnią rzeczą, o której ostatnio myślałam. - Zerwałam z Chrisem. - wydusiłam.
- No i? - Uniosła brwi. - Połowa światowej populacji to mężczyźni, jak nie on to będzie inny. Poza tym sama mówiłaś, że się wam nie układa. I sama z nim zerwałaś. Nie bardzo rozumiem czemu w takim razie wyłączyłaś się z życia. - naciskała. No tak, dla niej to było proste. Zawsze była znana jako łamaczka męskich serc. Lubiła chłopców...ale nie na długo, szybko się nudziła stałymi związkami.
- To skomplikowane. - ucięłam.
- Skomplikowane, nie skomplikowane, musisz się ogarnąć dziewczyno! Jeśli uważasz, że zerwanie było błędem, wyjaśnij to z nim i po sprawie.
- Nie. Nic nie rozumiesz Sam. 
- Jasne, że nie! Jak mam rozumieć, skoro przestałaś ze mną rozmawiać! - zawołała, wyrzucając ręce nad głowę. - Kiedy poznałaś tego faceta zupełnie się zmieniłaś! Nie ma już normalnej Emmy. Jest albo szczęśliwa do porzygania Emma, albo Emma, która nie widzi sensu życia! 
- Bo on jest sensem mojego życia! Kocham go, tak trudno to zrozumieć?! Tak, mamy problemy, cała nasza relacja jest porąbana, ale nadal go kocham!
- To po co z nim zrywałaś?! 
- Nie wiem... Nie wiem, nie wiem... Boże, tak bardzo nie wiem... - Urwałam, czując, że głos mi się załamuje. Schowałam twarz w dłoniach.
 
 
- Emma... - Sam objęła mnie ramieniem. - W porządku, nie musisz nic więcej mówić. Jeśli ci na nim zależy, odzyskaj go. To nie jest nie do zrobienia... - dodała łagodniej.
Pokręciłam głową. - Nie Sami, ja ciągle uciekam... Gdy tylko pojawi się problem daję nogę. Nie mogę tak ciągle mieszać. Lepiej mu będzie beze mnie...
- Jasne. - rzuciła ironicznie. - Typowy tekst osoby, która się boi, więc swój strach usprawiedliwia dobrem drugiej strony. Serio, przerabiałam to Emm. Spójrz na to tak: nie masz nic do stracenia. Nic. A możesz zyskać. Przemyśl to. - Poklepała mnie po plecach. - I jutro widzę cię na zajęciach, jasne? - spytała wstając.
- Tak. - Uśmiechnęłam się słabo. - Dzięki Sam. 
- Możesz na mnie liczyć. Zjedz coś. To nie jest prośba, tylko rozkaz i lepiej posłuchaj bo inaczej wepchnę ci żarcie do gardła jak tuczonej gęsi. - Zagroziła.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. - Dobra, dobra! Zrozumiałam. 
- Mam nadzieję. Do jutra? 
- Do jutra. - przytaknęłam, ściskając ją na pożegnanie.
Po wyjściu Sam złapałam za telefon i wybrałam numer Aidena. Zdecydowanie potrzebowałam wsparcia, w trochę delikatniejszej wersji. 

***

 
- Domyśliłem się. - powiedział spokojnie Aiden, gdy skończyłam opowiadać o Chrisie. Jakieś pół godziny temu wpadł do mnie z wielką pizzą, czterema różnymi czekoladami, butelką pepsi i najlepszymi przyjacielskimi ramionami na świecie. Odkąd przyszedł siedziałam przyklejona do jego piersi i najpierw wylałam na niego kolejne sto litrów łez, a kiedy wreszcie ich brakło, przemogłam się do wyduszenia całej historii. 
- Jak? - wymamrotałam, pociągając nosem.
- Blake rozstawiał wszystkich po kątach jeszcze bardziej niż zwykle, wydzierał się o byle co, no a ty nie dawałaś znaku życia. Dodałem dwa do dwóch. 
Powoli skinęłam głową. - Nie myśl, że cię olałem. Po prostu stwierdziłem, że wolisz być sama, chcesz przemyśleć to wszystko. 
- Daj spokój Aidy, nie pomyślałabym tak. - zaoponowałam. - Dzięki, że przyszedłeś. 
Uśmiechnął się lekko. - Do usług księżniczko. Wiesz, że przyjdę o każdej porze dnia i nocy jeśli będziesz mnie potrzebować. - zapewnił oficjalnie.
- Boże, jak ja cię kocham. Naprawdę. 
- Ja myślę. - zaśmiał się. - Emma? - Uniosłam brwi pytająco. Aiden wziął głęboki oddech, a na jego czole pojawiła się mała zmarszczka, jak gdyby się nad czymś zastanawiał. - Emma... - powtórzył. - Słuchaj... Czemu go zostawiłaś? Przecież to jasne, że go kochasz. Czy on...cię skrzywdził? - wydusił w końcu. 
- Nie Aiden. Nie skrzywdził mnie. Zostawiłam go ze strachu, że go stracę. Wiem, to bez sensu.
- Nie... To ma dużo sensu... - wyszeptał, a w jego oczach mignął błysk zrozumienia i jakiegoś ogromnego smutku, skrzywdzenia, który zniknął tak szybko jak się pojawił. 
- Nie musisz mówić... - zaczęłam, podejrzewając o czym właśnie pomyślał.
- W porządku. Dawno powinienem ci o niej opowiedzieć. - Potwierdził moje niewypowiedziane przypuszczenia, a jego twarz na powrót przybrała zbolały wyraz. - Poznałem Sofię jeszcze jako dzieciak. Byliśmy przyjaciółmi na dobre i złe. Bawiliśmy się razem w piaskownicy, łaziliśmy po drzewach, później razem poszliśmy do szkoły. Spędzałem z nią każdą wolną chwilę. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie przyjaźń...nie tylko przyjaźń. Wyznałem jej swoje uczucia, w końcu nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Zostaliśmy parą mając zaledwie po piętnaście lat. Cóż, takie "związki" - zrobił z palców cudzysłów. - zwykle nie trwają długo, ale nasz przetrwał. Jakoś niedługo później okazało się, że Sofia cierpi na raka płuc. Wczesne stadium. Chemioterapia miała załatwić sprawę. Już wtedy chciała ze mną zerwać, mówiąc, że tylko będę przez nią cierpieć. Nie chciałem o tym nawet słyszeć. Uparcie siedziałem przy jej łóżku, mimo, że się do mnie nie odzywała. Nieraz kazała pielęgniarkom wywalić mnie z pokoju. Wtedy siedziałem pod salą. Trwało to póki nie zrozumiała, że nigdy jej nie zostawię. Wspierałem ją przez cały okres choroby. Walczyła i wygrała. Była zupełnie zdrowa. Do czasu, miesiąc przed egzaminami końcowymi w szkole średniej. Zaczęła się bardzo źle czuć. Okazało się, że choroba wróciła, co gorsza z przerzutami na większość organów. Lekarze zakładali ręce. Diagnoza była jednoznaczna, zostało jej kilka tygodni życia. Kiedy się dowiedziałem mój świat się zawalił. Wyrzucili mnie ze szkoły, do egzaminów nawet nie podszedłem, ale nie żałuję. Spędziłem ten czas z Sofią. Gdy była tak słaba, że nie mogła mówić, siedziałem i trzymałem ją za rękę. Po prostu byłem. Oboje wiedzieliśmy, że nie ma opcji, że odejdę. Tydzień przed śmiercią poprawiło jej się. Ożywiła się, rozmawiała, żartowała. Wtedy się oświadczyłem. Przez kilka godzin byliśmy po prostu szczęśliwą parą. Tego samego dnia wieczorem zapadła w śpiączkę i już się nie wybudziła. - Odetchnął głęboko i ukradkiem otarł oczy. Potrafiłam tylko wpatrywać się w niego w milczeniu. Wiedziałam, że jego dziewczyna nie żyje, ale nie podejrzewałam, że tyle oboje wycierpieli. To musiało być straszne, świadomość, że ukochana osoba umiera, a on nie jest w stanie nic z tym zrobić. - Emma nie opowiedziałem ci tego, żebyś teraz siedziała smutna. Przesłanie jest takie, że jeśli kogoś kochasz nie ważne ile czasu z nim spędzisz, tylko że spędzisz go z tą osobą. Tydzień, miesiąc, rok, a może całe życie? Tego nikt nie wie. Wiadomo, że im dłużej, tym lepiej, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Jestem wdzięczny, za ten jeden dzień, kiedy miałem moją Sofię z powrotem, uśmiechniętą i rozgadaną. Ty możesz mieć Chrisa o wiele dłużej. - Zakończył.
- Tak, ale...on się naraża, a ja nie mogę tego znieść. - wyszeptałam, patrząc mu w oczy.
- Wiem. Ale pomyśl, że równie dobrze mógłby być nudnym księgowym, spaść ze schodów i połamać sobie kręgosłup. Prawdopodobne? Jasne, że tak. Nie zakładaj najgorszej opcji, tylko naucz się cieszyć każdą sekundą, którą z nim spędzisz. Nie pozwól żeby strach był silniejszy od twoich uczuć do niego.
Aiden miał rację. Mogę uciec od Chrisa, ale nie ucieknę od własnych uczuć i pragnień, a im dłużej z nimi walczę, tym więcej czasu marnuję, wiedząc dobrze że i tak nic nie ugram. Przytuliłam się do przyjaciela bez słowa. Oparł brodę na czubku mojej głowy i wzmocnił uścisk. Kocham Aidena, za jego szczerość i za to, że zawsze daje z siebie sto procent albo nawet sto dwadzieścia. Jest niesamowitym facetem i to okropnie niesprawiedliwie, że właśnie jego życie wybrało na swoją ofiarę. Zadało cios poniżej pasa, a on i tak pozostał tak samo wartościową osobą jaką był. Cierpienie go wzmocniło, ale też pozostawiło wiele ran w jego sercu, które być może nigdy się do końca nie zagoją. Jedno jest pewne, muszę się wygrzebać z ogromnego dołu własnych lęków i zacząć żyć na serio. Nauczyć się bycia na sto procent.

***

 
Przemierzałam Manhattan spokojnym krokiem, a październikowy, zimny wiatr rozwiewał mi włosy. Szłam ze spuszczoną głową, wsłuchując się w ciche szuranie gumowych podeszw trampków po betonowym chodniku. Nowy Jork jak zwykle tętnił życiem. Tutaj czas pędzi ze zdwojoną prędkością, nie zatrzymuje się, nie ogląda wstecz, po prostu ciągle brnie do przodu. Uniosłam głowę i przebiegłam wzrokiem po monumentalnych, szklanych wieżowcach, których szczyty tonęły w jesiennym błękicie nieba. Pewnie każda inna osoba na moim miejscu przystanęłaby, żeby w zachwycie przyjrzeć się jak promienie słońca odbijają się od lustrzanych szyb, jak liście barw kamieni szlachetnych wirują nad głowami wiecznie spieszących się przechodniów. Ja jednak wbiłam wzrok w buty i przyspieszyłam kroku. 
 
 
Wstałam dzisiaj wcześniej, a że wykłady zaczynają się w południe, postanowiłam, że przejdę się piechotą. W końcu po tygodniu siedzenia w domu trochę świeżego powietrza nie zaszkodzi. Nagle moją uwagę przyciągnął ostry pisk opon. Pewnie znowu jakiś kretyn nie zahamował na czas. Tutaj takie odgłosy to norma, jednak za każdym razem gdy je słyszę, wracam myślami do wypadku mamy. Zginęła właśnie przez takiego kretyna, który nie zahamował na czas. Otrząsnęłam się z przykrych myśli i przeniosłam wzrok na przeciwną stronę ulicy. Mój puls przyspieszył gwałtownie, jeszcze zanim na dobre zdałam sobie sprawę z jego obecności. Wyglądał świetnie. Jak zwykle cały na czarno, w skórzanej kurtce, dopasowanych jeansach i okularach przeciwsłonecznych. Niósł kask, niedbale opierając go o biodro. Nie był sam. Koło niego szła dziewczyna, jakby żywcem wyjęta z okładki Vouge'a. Wysoka, o idealnej figurze, naturalnie opalonej karnacji i sięgających pasa ciemnych włosach. Od razu rzucało się w oczy jej latynoskie pochodzenie. Miała na sobie spódnicę ledwo zakrywającą tyłek, kozaki na szpilce, w których prawie dorównywała Chrisowi wzrostem i wściekle czerwoną kurtkę. Nie wiem co zrobiło na mnie większe wrażenie, to, że jest taka śliczna, czy fakt, że obejmowała ramię Chrisa. Chyba mu to nie przeszkadzało, bo oboje byli w świetnym humorze. Zacisnęłam zęby i zamrugałam kilkukrotnie, żeby odgonić łzy. Zabolało. Nie sądziłam, że tak szybko się pocieszy. Ale sama jestem sobie winna... Narobiłam strasznych głupot, a teraz już nie da się niczego naprawić. Świat zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Zamienił się w rozmytą, kolorową plamę, by po chwili znów nabrać ostrości. Szybkim ruchem otarłam policzki i pospiesznie skręciłam w boczną aleję, tym samym wybierając dłuższą drogę. Wszystko jest lepsze, niż patrzenie na ukochaną osobę z kimś innym. Szczęśliwą z kimś innym. Poprawiłam torbę na ramieniu i energicznym krokiem ruszyłam w kierunku uczelni. 
- Uwaga! - Zanim załapałam, co się dzieje, poczułam mocne uderzenie, a następnie kolejne - o chodnik. Przed oczami mignęły mi kolorowe rolki. - Cholera przepraszam! Nic ci nie jest? - Tego już było za wiele. Podniosłam torbę i szybko się pozbierałam, ignorując wyciągniętą w moim kierunku dłoń w czarnej rękawiczce  odsłaniającej palce. Odbiegłam najszybciej jak potrafiłam, jednak tym razem nie byłam już w stanie zahamować łez.
 
 
 
___________________________________ 

Hej! Mam nadzieję, że rozdział się podobał (tym razem z perspektywy Emmy) i opłacało się na niego czekać :) Jak zwykle czekam na Wasze komentarze, jestem mega ciekawa co myślicie! :D 
Have a nice day!
Little M.

6 komentarzy:

  1. Jesteś mega super pisarka, jak czytam Twojego bloga to się rozklejam i płacze razem z Emma 😢 mam nadzieję że wszystko się wyjaśni i będą razem 😔 nie mogę przeżyć ich rozłąki. Mam też nadzeje ze to nie jest Chrisa kolejna dziwka bo inaczej się załamie 😔 czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam wielką prośbę żebyś dodawana trochę częściej kolejne działy 😁👌

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww dziękuję! nie sądziłam, że ta historia tak kogoś wciągnie :') staram się dodawać rozdziały co tydzień, ale nie zawsze się udaje - brak weny, nieskończona korekta itp a myślę że jednak wolicie przeczytać dopieszczoną wersję a nie tą "na szybko" ;D
      Little M.

      Usuń
  2. Jestem ciekawa ciągu dalszego czy oni będą razem ? Czy Chris wszystko wytłumaczy Emmie ? Czy Emma się pozbiera wkonicu ? Mam tyle pytani
    Ja jestem typem człowieka któremu ciężko znalesc coś do czytania bo to za nudne to już czytałam to do kitu to nie w moim stylu a tu jednak tak mnie wciagnelo to opowiadanie . Jeśli mogłabym to czy byś mi podała swojego Facebooka ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :* Bloga piszę pod pseudonimem i nie chcę podawać tu nigdzie swoich prawdziwych danych, ale jeśli chcesz to możesz wysłać mi wiadomość prywatną na wattpadzie na MaryAnne001130 ;)
      Little M.

      Usuń
  3. Super!!! :D czekam na kolejna czesc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna część w obróbce, będzie niedługo :D
      Little M.

      Usuń