8 lipca 2016, Nowy Jork
~Emma~
Minęło
już kilka tygodni, odkąd zgodziłam się zamieszkać z Chrisem, Sarah i
Ethanem. W międzyczasie zdałam egzamin końcowy, nauczyłam się jako tako
jeździć na motocyklu, trochę strzelać i bić. Tak na wszelki wypadek. Wakacje
trwają w najlepsze. Pogoda jest naprawdę piękna i słoneczna, a do
Nowego Jorku zawitały rzesze turystów, podróżujących tymi paskudnymi
autokarami przeznaczonymi dla zorganizowanych wycieczek. Z
Ethanem mało rozmawiam, jakoś nie możemy złapać dobrego kontaktu,
natomiast jego dziewczyna prawie od razu została moją przyjaciółką.
Sarah jest miła, otwarta, zwariowana i mamy mnóstwo wspólnych
zainteresowań. A jeśli chodzi o Chrisa... Cóż, tu
sprawy się komplikują. Świetnie się dogadujemy i zawsze mogę na niego
liczyć, ale nie da się ukryć, że ma trudny charakter. Jest kłótliwy,
uparty i zamknięty w sobie, a z drugiej strony opiekuńczy, kochany i z
niesamowitym poczuciem humoru. Mogliśmy się droczyć godzinami i nigdy
nie było nam dosyć. Sarah narzekała że jesteśmy jak małżeństwo z pięćdziesięcioletnim stażem. Mimo, że dzieliłam z nim czyście
przyjacielską relację, zaczynałam czuć do niego coś więcej i to mnie
przerażało. Coraz częściej dostrzegałam, że nie patrzę na niego tak jak
powinnam patrzeć na przyjaciela.
- Ziemia do Emmy! - Chris machnął mi ręką przed oczami.
Otrząsnęłam się i spojrzałam na niego. - Co?
-
Odpłynęłaś tak daleko, że myślałem, że nie sprowadzę cię z powrotem.
Niech zgadnę, fantazjowałaś o mnie bez koszulki? - wyszczerzył się.
- Nie muszę fantazjować. - poklepałam go po klatce. - Znowu pogubiłeś ubrania?
- Nie są mi potrzebne do szczęścia.
Przewróciłam oczami. - O której dzisiaj trening?
- Za jakąś godzinę pojedziemy do bazy. - mruknął, sprawdzając coś w telefonie. - Chciałbym, żebyś kogoś poznała.
- Och?
- Niespodzianka. Ale na pewno wzbudzi twoją sympatię.
Jak zwykle, gdy zjeżdżaliśmy pod ziemię dopadło mnie dziwne,
klaustrofobiczne uczucie. Chris zostawił czarną bestię w garażu i razem
zjechaliśmy windą na jedno z pięter z salami treningowymi.
- Witaj Carter.
- Christianie. - wysoki mężczyzna po trzydziestce, wymienił z nim uścisk dłoni.
- Emm, poznaj Cartera Right'a, trenera grupy początkującej.
Zamurowało mnie. Czy on chciał, żebym wstąpiła do tej jego nielegalnej, gangsterskiej organizacji?!
Niepewnie podałam Carterowi rękę.
- Więc moja propozycja jest taka, żebyś zaczęła trenować na pełny etat. - dodał. Miałam ochotę go zabić, za to, że mi wcześniej nie powiedział.
- Mam wykłady. - przypomniałam.
- W wakacje nie masz.
- Więc propozycja dotyczy wakacji?
- Tak, mała.
- Jak by to miało wyglądać?
-
Tak, czy tak, muszę się przenieść tutaj, a jak ja, to też Ethan, czyli
również Sarah. A ty nie możesz zostać sama, więc równie dobrze, zamiast
siedzieć tu i się nudzić, możesz trenować. - oznajmił spokojnie.
Szczęka mi opadła. - Możemy porozmawiać na osobności? - syknęłam.
- Pewnie. Zaraz wrócimy, Carter.
Wyszliśmy na korytarz. - Więc? - spytał.
-
Czy ty zwariowałeś?! Nie zamierzam mieszkać w tym okropnym miejscu ani
mieszać się w twoją organizację gangsterską! - wydarłam się.
- Ale nie możesz...
-
Wszystko mogę! Zgodziłam się z wami mieszkać, ze względów
bezpieczeństwa, pod warunkiem, że nie będzie to kolidować z moim życiem
prywatnym!
- Emma...
- Nie Emma! Kim ty dla mnie jesteś, żeby decydować o moim życiu?! Prawie nic o tobie...
Przerwał
mi gorącym pocałunkiem. Nogi się pode mną ugięły. Tak długo wyobrażałam
sobie nasz pierwszy pocałunek, że nie mogłam uwierzyć, że to się
naprawdę dzieje. Tyle, że Chris to mój przyjaciel, nie chłopak i nie
całuje mnie bo mnie kocha, tylko... No właśnie, on mnie nie kocha, a na
pewno nie jest we mnie zakochany. Tak po prostu to do mnie dotarło i
momentalnie wróciła mi trzeźwość myślenia. Nie, tak nie będzie. Odepchnęłam go, i z całej siły walnęłam z otwartej dłoni w twarz. - I co, myślisz, że jak mnie pocałujesz, to na wszystko się zgodzę?! Nie jestem kolejną twoją łatwą dziwką! Nie pozwalaj sobie!
Chyba go tym zaskoczyłam. Z niedowierzaniem w oczach potarł czerwony od uderzenia policzek. - Emm, nie o to mi chodziło...
- Chcę wrócić do swojego mieszkania i do swojego starego życia. - warknęłam. To
kłamstwo. Chcę być blisko niego i chcę, żeby pocałował mnie jeszcze
raz, ale nie w celu skłonienia do czegoś... Tylko, że to niemożliwe.
Nigdy nie będziemy razem.
- Nie mogę ci na to pozwolić... Nie chcę, żeby coś ci się stało...
- Bo sobie ubzdurałeś, że musisz mnie chronić. - odcięłam się. Najlepszą obroną jest atak.
- Albo dlatego, że naprawdę mi na tobie zależy. - syknął. Oczy miał pociemniałe ze złości, ale w jego głosie brzmiała szczerość.
Teraz to mnie wcięło. - Zależy jako na kim...? - wyszeptałam z nadzieją.
Zrobił krok w moją stronę, ale skutecznie omijał moje spojrzenie. - Jako na przyjaciółce i ważnej osobie w moim życiu. - powiedział cicho, wbijając wzrok w podłogę.
- Wszystkich przyjaciół całujesz jak czegoś chcesz? - spytałam wkurzona. Odpowiedział mi zimnym spojrzeniem. Miałam
wrażenie, że się rozpłaczę. Słowo "przyjaciółka" bolało, skutecznie
rozwiewało wszelkie złudzenia. Między nami nic nie ma i nic nie będzie.
Nie taką odpowiedź chciałam usłyszeć.
- Wybacz, to był impuls. To się więcej nie powtórzy. - odparł beznamiętnie. Wyminęłam
go i poszłam prosto przed siebie, ze świadomością, że prawdopodobnie
zaraz się zgubię. Potrzebowałam to wszystko przemyśleć i podjąć jakąś
decyzję. Być może kluczową w obecnej, popieprzonej sytuacji.
~Christian~
Stałem
bezradnie na środku korytarza. Serce mi się łamało, gdy patrzyłem jak
odchodzi. Chciałem za nią pobiec i powiedzieć jej prawdę, że kłamałem,
mówiąc, że jest dla mnie tylko przyjaciółką. Zakochałem się w niej,
prawdopodobnie już tego pierwszego dnia, kiedy spuściłem łomot jej
byłemu. Zrezygnowany poszedłem do swojego gabinetu i trzasnąłem drzwiami.
- Wszystko ok? - Ethan podniósł wzrok znad papierów.
- Nie, kurwa! Nic nie jest ok!
- Co zrobiłeś?
Opowiedziałem mu wszystko. Nie przerwał mi ani razu, ale widziałem szok na jego twarzy.
- Chwila... Pocałowałeś ją, a ona wywaliła ci z liścia? - zachichotał.
- To nie jest śmieszne. - warknąłem.
- Masz rację, przepraszam. Więc czemu ją okłamałeś? - założył ramiona.
- Bo skoro mi przywaliła, to chyba nie jest zainteresowana tym rodzajem relacji.
- Oczywiście, że jest tylko ty jesteś tępym idiotą i pocałowałeś ją w najgorszym możliwym momencie.
- Dzięki. - syknąłem.
- Nie masz się co obrażać, tylko ją przeproś i wytłumacz wszystko.
- Żeby to było takie proste...
- Jest.
Nagle przypomniała mi się rozmowa z Emmą sprzed kilku tygodni.
"- Skoro cię zostawił, to jest frajerem. Zapomnij o nim.
- Żeby to było takie proste...
- Jest! Zatańcz ze mną."
Uśmiechnąłem się lekko. Tańczyliśmy wtedy do Crazy in love. Teraz zastanawiam się, czy to był dla nas jakiś znak od życia. Westchnąłem ciężko. - Zobaczę co da się zrobić.
~Emma~
- Emma... - usłyszałam za sobą.
- Co...
- Proszę cię, daj mi to wszystko wyjaśnić.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania, Chris.
- Jest. Sama mówiłaś, że nic o mnie nie wiesz i dlatego mi nie ufasz.
- Nie mogę powiedzieć, że ci nie ufam.
- Pojedź ze mną w jedno miejsce.
- Nie wiem czy...
- Proszę.
Spojrzałam na niego. Wydawał się zdesperowany i przygnębiony. Christian Blake zdesperowany. A to nowość. - Niech będzie. - burknęłam. Wsiedliśmy na motor. - A kask? - spytałam.
- Mniejsza o kask. - rzucił z roztargnieniem i ruszył. Objęłam
go w pasie i przytuliłam policzek do jego pleców. Ciepły wiatr smagał
mnie po twarzy i rozwiewał włosy. Było cudownie. Cała złość mi minęła.
Przemierzaliśmy Nowy Jork spokojnym, równym tempem, ani za szybko, ani
za wolno.
Omijając Manhattańskie korki, wyjechaliśmy z miasta.
Wiedziałam już, gdzie mnie wiezie.
Chris usiadł
na miękkiej trawie, przy brzegu jeziora, a ja w pewnej odległości od
niego. Przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. -
Urodziłem się w Seattle, a konkretnie w jednej z jego biedniejszych
dzielnic. Ojciec był alkoholikiem, matka miała depresję. Zabiła się, gdy
miałem osiem lat. Moją młodszą siostrę, Suzy, zabrała opieka społeczna i
umieścili ją w rodzinie zastępczej. Od tego czasu nie miałem z nią
kontaktu. Po śmierci matki ojciec zrobił się jeszcze gorszy. Bił mnie do
nieprzytomności, gdy tylko coś mu się nie spodobało. Czyli często.
Zamurowało
mnie. Te wszystkie blizny na jego klatce piersiowej... To wcale nie
pozostałości po akcjach. Żołądek podszedł mi do gardła. - Christian...
Pokręcił tylko głową i kontynuował opowieść. -
Gdy miałem szesnaście lat ukradłem ojcu resztę oszczędności i uciekłem z
miasta. Różni tirowcy się nade mną litowali i podwozili mnie po kawałku.
Tak znalazłem się w Nowym Jorku. Przez pierwsze miesiące mieszkałem na
ulicy, dorabiałem jakieś grosze na czarno. Ale zaczęła się zima i to
przestało wystarczać. Miałem dość, byłem wychudzony i zmęczony. Chciałem
ze sobą skończyć...
- Kto cię powstrzymał...? - spytałam cicho.
-
Will. William Smith. Były szef tego gangu. Patrolował okolicę i wtedy
mnie znalazł. Wziął mnie do bazy i zaopiekował się mną. Był dla mnie jak
ojciec, którego tak naprawdę nigdy nie miałem. - skrzywił się. -
Nauczył mnie walczyć, strzelać i właściwie wszystkiego, co teraz umiem.
Zginął na akcji niecałe 4 lata temu. Powierzył swoją funkcję mi i
Ethanowi.
- Mieliście zaledwie po dziewiętnaście lat...
- Ethan miał już skończone dwadzieścia. Jest pół roku straszy. Na początku było ciężko, ale daliśmy radę.
Widziałam
ból w jego oczach, kiedy wspominał dzieciństwo. Mój biedny, mały
chłopczyk... Nagle jego trudny charakter, to, jaki był zamknięty w
sobie, aluzja w słowach "Nie jestem dobrym wzorem do
naśladowania."... Wszystko stało się jasne. Jestem na psychologii. Od
początku brałam pod uwagę możliwość, że z zachowaniem Chrisa wiąże się
jakieś wydarzenie z przeszłości, a jak się okazało, jest to cały ciąg
wydarzeń. Każdy skutek ma swoją przyczynę.
- Teraz już wiesz, dlaczego nie lubię o sobie mówić. Nie ma się czym chwalić.
Przysunęłam się bliżej i lekko ścisnęłam jego dłoń. - Przykro mi Chris...
Wzruszył ramionami. - To przeszłość. Było, minęło. Trzeba żyć dalej.
- Właściwie... Dlaczego zdecydowałeś się mi to wszystko powiedzieć?
Spojrzał mi w oczy. - Bo chcę, żebyś mi zaufała. Miałaś rację, mówiąc, że nie możesz ufać osobie, o której nic nie wiesz.
- Chris, ja...
- Zanim podejmiesz decyzję, co zrobić z tymi informacjami, chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną rzecz.
- Co masz na myśli?
-
Zakochałem się w tobie. - wyznał cicho. Poczułam, jakby ktoś kopnął
mnie w brzuch. Chris zakochany...we mnie? To w ogóle możliwe? Nie
wiedziałam co odpowiedzieć. Jeśli powiem prawdę, wdepnę w coś, co może
na zawsze zmienić moje życie, z jednej strony na lepsze, z drugiej
rozpętać w nim piekło. A jeśli skłamię to prawdopodobnie stracę Chrisa
na zawsze i nigdy sobie nie wybaczę, że tak bardzo zraniłam nas oboje,
że nie dałam nam szansy. Odetchnęłam głęboko, starając się pozbierać
myśli do kupy. Kocham go, bo jest moim przyjacielem, bo dobrze się przy
nim czuję, bo ja rozumiem jego, a on mnie. Ale kochać kogoś i być w nim
zakochanym to dwie różne rzeczy. I powinnam wreszcie przyznać sama przed
sobą, że jestem zakochana w Chrisie. Tylko czy nasz związek ma szansę
wypalić? Chyba nie przekonam się o tym, jeśli nie zaryzykuję...
- Chris... Ja też coś do ciebie czuję. - wyszeptałam.
- I co z tym zrobimy? - spytał smutno.
Lekko wzruszyłam ramionami i przygryzłam usta.
- Wiesz, że to nie będzie normalny związek... - dodał.
- Moje życie dawno przestało być normalne. I niech sobie będzie jakie chce, póki ty w nim jesteś.
Christian
pochylił się tak, że nasze czoła się stykały. Czułam na twarzy jego
przyspieszony oddech. Uśmiechnął się psotnie. - Teraz też dostanę z
liścia? - spytał żartobliwie.
- Może nie...
- Chyba zaryzykuję.
Ujął
moją twarz w dłonie i złączył nasze usta w delikatnym, słodkim
pocałunku. Zarzuciłam mu ręce na szyję, przeczesałam palcami jego
gęste, czarne włosy. Zupełnie poddałam się tej chwili. Nacisk jego warg
na moje z każdą chwilą był mocniejszy, bardziej stanowczy.
Serce waliło
mi tak głośno, że miałam wrażenie, że wyskoczy z piersi. Kiedy zaczęło
nam brakować powietrza, odsunął się nieznacznie. Oddychałam płytko, a po
moich policzkach rozlał się rumieniec. Chris przychylił głowę i
uśmiechnął się do mnie niepewnie. To chyba najbardziej krępująca
sytuacja, w jakiej się razem znaleźliśmy. Oboje baliśmy się odezwać. Niezręczną ciszę przerwał w końcu Chris. - Naprawdę chcesz spróbować?
- A ty?
- Zapytałem pierwszy. - droczył się.
- Jeśli ty chcesz to ja też.
-
Wchodzę w to. - wyciągnął do mnie rękę. Parsknęłam śmiechem i podałam
mu swoją. To "przypieczętowanie umowy", tak bardzo w stylu Chrisa,
sprawiło, że przestało być już tak dziwnie i atmosfera się rozluźniła.
- Czyli oficjalnie jesteśmy parą?
- No nie wiem... Chyba powinnam podpisać jeszcze jakieś papiery? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Chodzi ci o akt małżeństwa? - uniósł brwi.
- Broń Boże! - zawołałam z autentycznym przerażeniem.
- No dzięki! - prychnął. Przewrócił mnie na trawę i zaczął łaskotać.
- Przestań! Błagam, przestań! - nieudolnie próbowałam mu się wyrwać. - Zrobię wszystko, co chcesz!
Puścił mnie momentalnie. Ups. Na co ja się zgodziłam?
- Powiedz to.
- Co?
- Te dwa słowa.
- Które?
- Wiesz które. - przekonywał.
- Jesteś głupkiem! - wypaliłam i zerwałam się do ucieczki.
- I tak cię złapię! - krzyknął za mną.
Zaczęliśmy się gonić. W końcu mnie dopadł i wywaliliśmy się razem w wysoką trawę. Wisiał nade mną, opierając się na łokciach.
Posłałam mu słodki uśmiech. - Kocham cię. - powiedziałam cicho.
- Wiem. - wyszczerzył się.
- Ej!
Znowu mnie pocałował. - Ja ciebie też. Wracajmy.
***
~Christian~
- No moje gratulacje panie Nigdy-Nie-Będę-Mieć- Dziewczyny! - Ethan klepnął mnie w plecy z szerokim uśmiechem. Chyba naprawdę jest ze mnie dumny. Odwzajemniłem uśmiech.
-
Będziemy chodzić na podwójne randki, ale super! - pisnęła Sarah. Kiedy
to usłyszałem zrzedła mi mina. O nie. Nigdy nie dam się wrobić w to całe
romantyczne gówno. Mam dziewczynę, ale to nie znaczy, że nagle zmienię
się w jakiegoś ciotowatego Romea. Emma też chyba nie była zachwycona tą
propozycją, bo od razu zmieniła temat.
***
- Możemy porozmawiać...? - zacząłem, gdy zostaliśmy już sami w moim pokoju.
- Jasne, coś się stało?
- Naprawdę nie ma szans, żebyś mieszkała w bazie?
- Christian...
- Tylko na wakacje. - zachęcałem. - Proszę?
- Tylko?
- Tak, obiecuję. We wrześniu wracamy tutaj.
Westchnęła ciężko. Widziałem, że bije się z myślami. - W porządku... - zdecydowała. - Tylko na wakacje.
Ulżyło mi. - Nie będzie tak strasznie, zobaczysz.
- I chcę trenować. - dodała.
- Załatwię to.
Uśmiechnęła się. Wreszcie.
- To kiedy się tam przenosimy?
- Jak najszybciej, może nawet jutro.
Pokiwała głową. - Ok.
~Emma~
Siedziałam
w wygodnym, pluszowym fotelu, pogrążona w lekturze. Tym razem jest to "Rebecka" - Daphne du Maurier. "Maxim milczał, a ja przyglądałam się
niebu. Wydawało mi się, że staje się coraz jaśniejsze..." Jedna z
klasycznych, romantycznych powieści, które tak uwielbiam. Chociaż ta
podchodzi też trochę pod thriller no i nie jest przesłodzona
wyidealizowanymi wątkami. Maxim to niesamowicie skomplikowany człowiek,
naprawdę, dałabym wiele, żeby zostać jego psychologiem. Z drugiej strony
równie skomplikowanego, tyle że realnego faceta mam pod samym nosem.
Mam nadzieję, że się nie obrazi, jeśli posłużę się nim jako przykładem
do pracy semestralnej w przyszłym roku.
- Bu!
O wilku mowa, a wilk tuż tuż. Z politowaniem spojrzałam na Chrisa. - Coś ci nie wyszło.
Prychnął. - Mi zawsze wychodzi. - oparł dłonie na biodrach.
I znowu zgubił koszulkę. To takie irytujące. - Nie jest ci za zimno?
- Nie. Wiesz, że gorący ze mnie facet. - poruszył zabawnie brwiami.
Zaśmiałam się.
-
Co tam czytasz, molu książkowy? - nachylił się nad poręczą fotela tak,
że jego mokre włosy muskały mój policzek. Przyjemnie pachniał żelem pod
prysznic i perfumami. - Ale nudy... - skwitował.
- Nie znasz się... To klasyka! Poza tym lubię dokonywać psychoanaliz mrocznych głównych bohaterów.
- Ja tylko stwierdzam fakty. - uniósł ręce w obronnym geście. - A chociaż przystojny ten koleś?
- Przystojny, ale za stary, żeby mógł mi się podobać.
- Jasne, że ci się nie podoba, skoro masz przed oczami taki ideał. - oznajmił, klepiąc się po prawej stronie klatki piersiowej.
- Nie zapomnij dodać, że jest bardzo skromny. - zakpiłam.
- Wcale nie. Skromność jest dla brzydkich i duchownych. - powiedział z powagą.
Odłożyłam książkę na stolik i westchnęłam. - Idę spać.
- Możesz zostać ze mną.
- Mogę, czy ty chcesz żebym została?
- Jedno i drugie.
- No nie wiem... To bezpieczne?
- Nie. - uśmiechnął się łobuzersko. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Proszę. - wbił we mnie błagalne, błękitne spojrzenie.
- Ok, ale kołysanek nie umiem śpiewać. - Ostrzegłam.
- Nie musisz.
***
Christian otworzył przede mną drzwi do pokoju numer 38. Nic się nie zmieniło, odkąd ostatni raz tu byłam. - Więc teraz będziemy razem sypiać?
- Jak to mówią, żadnego ślubu przed seksem. - zaśmiał się.
Walnęłam go w ramię. - Pomarzyć możesz.
- O ślubie czy o seksie?
- O jednym i drugim...
- Jeszcze zmienisz zdanie. - uśmiechnął się pewnie.
- Boże, jesteśmy razem niecałe dwa dni, a ty już mi składasz takie niemoralne propozycje. - westchnęłam.
- Przyzwyczaisz się.
- Jesteś najbardziej frustrującym facetem na tej planecie, Blake.
- I vice versa, Davis.
- Ja też jestem frustrującym facetem? - uniosłam brwi.
Pokręcił głową z rozbawieniem. - Rozmawiałem z Carterem. Możesz przyjść na trening jutro o dziesiątej.
- Okay. Myślisz, że wrócę żywa?
-
Niech tylko spróbują ci coś zrobić, to mnie popamiętają. Ale spokojnie,
te matoły prędzej same sobie zrobią krzywdę, niż komuś.
Zachichotałam. - Fajną masz o nich opinię.
- Niestety, jest prawdziwa, nad czym ubolewam.
Naszą
rozmowę przerwał głośny, natarczywy dźwięk. Jego brzmienie przywodziło
na myśl połączenie tradycyjnego szkolnego dzwonka i czegoś w stylu
włączonego młota pneumatycznego.
Zakryłam uszy rękami. - Co się dzieje?! - Z trudem przekrzyczałam hałas.
- Ktoś napadł na nasz teren.
Chris
wsunął noże do pokrowców przy ciężkich, motocyklowych butach i szybko
przeładował pistolety. Jego opanowanie było przerażające.
- Jedziesz tam?!
- To moja praca. Niedługo wrócę.
-
Ale Chris... - Ze łzami w oczach złapałam go za ramię. Miałam w głowie
milion wyobrażeń i we wszystkich kończył z kulką w klatce piersiowej.
- Spokojnie... Zostaniesz tu i zaczekasz na mnie, nic ci nie grozi. - przytulił mnie krótko.
- To o ciebie się martwię!
- Nic mi nie będzie, mała. - odparł łagodnie, po czym puścił mnie i szybko wyszedł z pokoju.
Zsunęłam
się po ścianie i ukryłam głowę w ramionach. Wstrząsnął mną szloch.
Alarm ucichł i wokół panowała martwa cisza. Była wręcz nie do
zniesienia. Aż do teraz, nie zdawałam sobie sprawy, jak naprawdę wygląda
życie Chrisa. Ryzyko, narażenie się na śmierć... Jedyne, co mi pozostało, to mieć nadzieję, że wróci cały i zdrowy.
______________________________
Hej!
Jak wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Zanudził Was, czy może wręcz przeciwnie? :)
Emma i Chris razem - jeeej! :D Myślicie, że długo ze sobą wytrzymają? Nie byłoby miło, gdyby Chris narobił głupot... To nie jest żadna sugestia, skąąąd...😅
Czekam na Wasze komentarze. Rozdział 7 za tydzień. :)
Do następnego <3
Little M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz