niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział 6 - Ciąg przyczynowo skutkowy

8 lipca 2016, Nowy Jork

~Emma~

Minęło już kilka tygodni, odkąd zgodziłam się zamieszkać z Chrisem, Sarah i Ethanem. W międzyczasie zdałam egzamin końcowy, nauczyłam się jako tako jeździć na motocyklu, trochę strzelać i bić. Tak na wszelki wypadek. Wakacje trwają w najlepsze. Pogoda jest naprawdę piękna i słoneczna, a do Nowego Jorku zawitały rzesze turystów, podróżujących tymi paskudnymi autokarami przeznaczonymi dla zorganizowanych wycieczek. Z Ethanem mało rozmawiam, jakoś nie możemy złapać dobrego kontaktu, natomiast jego dziewczyna prawie od razu została moją przyjaciółką. Sarah jest miła, otwarta, zwariowana i mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań. A jeśli chodzi o Chrisa... Cóż, tu sprawy się komplikują. Świetnie się dogadujemy i zawsze mogę na niego liczyć, ale nie da się ukryć, że ma trudny charakter. Jest kłótliwy, uparty i zamknięty w sobie, a z drugiej strony opiekuńczy, kochany i z niesamowitym poczuciem humoru. Mogliśmy się droczyć godzinami i nigdy nie było nam dosyć. Sarah narzekała że jesteśmy jak małżeństwo z pięćdziesięcioletnim stażem. Mimo, że dzieliłam z nim czyście przyjacielską relację, zaczynałam czuć do niego coś więcej i to mnie przerażało. Coraz częściej dostrzegałam, że nie patrzę na niego tak jak powinnam patrzeć na przyjaciela.
- Ziemia do Emmy! - Chris machnął mi ręką przed oczami.
Otrząsnęłam się i spojrzałam na niego. - Co? 
- Odpłynęłaś tak daleko, że myślałem, że nie sprowadzę cię z powrotem. Niech zgadnę, fantazjowałaś o mnie bez koszulki? - wyszczerzył się.
- Nie muszę fantazjować. - poklepałam go po klatce. - Znowu pogubiłeś ubrania?
- Nie są mi potrzebne do szczęścia.
Przewróciłam oczami. - O której dzisiaj trening?
- Za jakąś godzinę pojedziemy do bazy. - mruknął, sprawdzając coś w telefonie. - Chciałbym, żebyś kogoś poznała.
- Och?
- Niespodzianka. Ale na pewno wzbudzi twoją sympatię.
  Jak zwykle, gdy zjeżdżaliśmy pod ziemię dopadło mnie dziwne, klaustrofobiczne uczucie. Chris zostawił czarną bestię w garażu i razem zjechaliśmy windą na jedno z pięter z salami treningowymi.
- Witaj Carter. 
- Christianie. - wysoki mężczyzna po trzydziestce, wymienił z nim uścisk dłoni.
- Emm, poznaj Cartera Right'a, trenera grupy początkującej.
Zamurowało mnie. Czy on chciał, żebym wstąpiła do tej jego nielegalnej, gangsterskiej organizacji?!
Niepewnie podałam Carterowi rękę.
- Więc moja propozycja jest taka, żebyś zaczęła trenować na pełny etat. - dodał. Miałam ochotę go zabić, za to, że mi wcześniej nie powiedział.
- Mam wykłady. - przypomniałam.
- W wakacje nie masz.
- Więc propozycja dotyczy wakacji?
- Tak, mała. 
- Jak by to miało wyglądać?
- Tak, czy tak, muszę się przenieść tutaj, a jak ja, to też Ethan, czyli również Sarah. A ty nie możesz zostać sama, więc równie dobrze, zamiast siedzieć tu i się nudzić, możesz trenować. - oznajmił spokojnie. 
Szczęka mi opadła. - Możemy porozmawiać na osobności? - syknęłam.
- Pewnie. Zaraz wrócimy, Carter.
Wyszliśmy na korytarz. - Więc? - spytał.
- Czy ty zwariowałeś?! Nie zamierzam mieszkać w tym okropnym miejscu ani mieszać się w twoją organizację gangsterską! - wydarłam się.
- Ale nie możesz...
- Wszystko mogę! Zgodziłam się z wami mieszkać, ze względów bezpieczeństwa, pod warunkiem, że nie będzie to kolidować z moim życiem prywatnym!
- Emma...
- Nie Emma! Kim ty dla mnie jesteś, żeby decydować o moim życiu?! Prawie nic o tobie... 
Przerwał mi gorącym pocałunkiem. Nogi się pode mną ugięły. Tak długo wyobrażałam sobie nasz pierwszy pocałunek, że nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Tyle, że Chris to mój przyjaciel, nie chłopak i nie całuje mnie bo mnie kocha, tylko... No właśnie, on mnie nie kocha, a na pewno nie jest we mnie zakochany. Tak po prostu to do mnie dotarło i momentalnie wróciła mi trzeźwość myślenia. Nie, tak nie będzie. Odepchnęłam go, i z całej siły walnęłam z otwartej dłoni w twarz. - I co, myślisz, że jak mnie pocałujesz, to na wszystko się zgodzę?! Nie jestem kolejną twoją łatwą dziwką! Nie pozwalaj sobie!
Chyba go tym zaskoczyłam. Z niedowierzaniem w oczach potarł czerwony od uderzenia policzek. - Emm, nie o to mi chodziło...
- Chcę wrócić do swojego mieszkania i do swojego starego życia. - warknęłam. To kłamstwo. Chcę być blisko niego i chcę, żeby pocałował mnie jeszcze raz, ale nie w celu skłonienia do czegoś... Tylko, że to niemożliwe. Nigdy nie będziemy razem.
- Nie mogę ci na to pozwolić... Nie chcę, żeby coś ci się stało...
- Bo sobie ubzdurałeś, że musisz mnie chronić. - odcięłam się. Najlepszą obroną jest atak.
- Albo dlatego, że naprawdę mi na tobie zależy. - syknął. Oczy miał pociemniałe ze złości, ale w jego głosie brzmiała szczerość. 
Teraz to mnie wcięło. - Zależy jako na kim...? - wyszeptałam z nadzieją.
Zrobił krok w moją stronę, ale skutecznie omijał moje spojrzenie. - Jako na przyjaciółce i ważnej osobie w moim życiu. - powiedział cicho, wbijając wzrok w podłogę.
- Wszystkich przyjaciół całujesz jak czegoś chcesz? - spytałam wkurzona. Odpowiedział mi zimnym spojrzeniem. Miałam wrażenie, że się rozpłaczę. Słowo "przyjaciółka" bolało, skutecznie rozwiewało wszelkie złudzenia. Między nami nic nie ma i nic nie będzie. Nie taką odpowiedź chciałam usłyszeć.
- Wybacz, to był impuls. To się więcej nie powtórzy. - odparł beznamiętnie. Wyminęłam go i poszłam prosto przed siebie, ze świadomością, że prawdopodobnie zaraz się zgubię. Potrzebowałam to wszystko przemyśleć i podjąć jakąś decyzję. Być może kluczową w obecnej, popieprzonej sytuacji.

~Christian~

Stałem bezradnie na środku korytarza. Serce mi się łamało, gdy patrzyłem jak odchodzi. Chciałem za nią pobiec i powiedzieć jej prawdę, że kłamałem, mówiąc, że jest dla mnie tylko przyjaciółką. Zakochałem się w niej, prawdopodobnie już tego pierwszego dnia, kiedy spuściłem łomot jej byłemu. Zrezygnowany poszedłem do swojego gabinetu i trzasnąłem drzwiami.
- Wszystko ok? - Ethan podniósł wzrok znad papierów.
- Nie, kurwa! Nic nie jest ok!
- Co zrobiłeś?
Opowiedziałem mu wszystko. Nie przerwał mi ani razu, ale widziałem szok na jego twarzy.
- Chwila... Pocałowałeś ją, a ona wywaliła ci z liścia? - zachichotał.
- To nie jest śmieszne. - warknąłem.
- Masz rację, przepraszam. Więc czemu ją okłamałeś? - założył ramiona.
- Bo skoro mi przywaliła, to chyba nie jest zainteresowana tym rodzajem relacji.
- Oczywiście, że jest tylko ty jesteś tępym idiotą i pocałowałeś ją w najgorszym możliwym momencie. 
- Dzięki. - syknąłem.
- Nie masz się co obrażać, tylko ją przeproś i wytłumacz wszystko. 
- Żeby to było takie proste...
- Jest.
Nagle przypomniała mi się rozmowa z Emmą sprzed kilku tygodni.
"- Skoro cię zostawił, to jest frajerem. Zapomnij o nim.
- Żeby to było takie proste...
- Jest! Zatańcz ze mną."
Uśmiechnąłem się lekko. Tańczyliśmy wtedy do Crazy in love. Teraz zastanawiam się, czy to był dla nas jakiś znak od życia. Westchnąłem ciężko. - Zobaczę co da się zrobić.

~Emma~

- Emma... - usłyszałam za sobą.
- Co...
- Proszę cię, daj mi to wszystko wyjaśnić.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania, Chris.
- Jest. Sama mówiłaś, że nic o mnie nie wiesz i dlatego mi nie ufasz.
- Nie mogę powiedzieć, że ci nie ufam.
- Pojedź ze mną w jedno miejsce.
- Nie wiem czy...
- Proszę.
Spojrzałam na niego. Wydawał się zdesperowany i przygnębiony. Christian Blake zdesperowany. A to nowość. - Niech będzie. - burknęłam. Wsiedliśmy na motor. - A kask? - spytałam.
- Mniejsza o kask. - rzucił z roztargnieniem i ruszył. Objęłam go w pasie i przytuliłam policzek do jego pleców. Ciepły wiatr smagał mnie po twarzy i rozwiewał włosy. Było cudownie. Cała złość mi minęła. Przemierzaliśmy Nowy Jork spokojnym, równym tempem, ani za szybko, ani za wolno.

Omijając Manhattańskie korki, wyjechaliśmy z miasta. Wiedziałam już, gdzie mnie wiezie.
  Chris usiadł na miękkiej trawie, przy brzegu jeziora, a ja w pewnej odległości od niego. Przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. - Urodziłem się w Seattle, a konkretnie w jednej z jego biedniejszych dzielnic. Ojciec był alkoholikiem, matka miała depresję. Zabiła się, gdy miałem osiem lat. Moją młodszą siostrę, Suzy, zabrała opieka społeczna i umieścili ją w rodzinie zastępczej. Od tego czasu nie miałem z nią kontaktu. Po śmierci matki ojciec zrobił się jeszcze gorszy. Bił mnie do nieprzytomności, gdy tylko coś mu się nie spodobało. Czyli często.
Zamurowało mnie. Te wszystkie blizny na jego klatce piersiowej... To wcale nie pozostałości po akcjach. Żołądek podszedł mi do gardła. - Christian...
Pokręcił tylko głową i kontynuował opowieść. - Gdy miałem szesnaście lat ukradłem ojcu resztę oszczędności i uciekłem z miasta. Różni tirowcy się nade mną litowali i podwozili mnie po kawałku. Tak znalazłem się w Nowym Jorku. Przez pierwsze miesiące mieszkałem na ulicy, dorabiałem jakieś grosze na czarno. Ale zaczęła się zima i to przestało wystarczać. Miałem dość, byłem wychudzony i zmęczony. Chciałem ze sobą skończyć...
- Kto cię powstrzymał...? - spytałam cicho.
- Will. William Smith. Były szef tego gangu. Patrolował okolicę i wtedy mnie znalazł. Wziął mnie do bazy i zaopiekował się mną. Był dla mnie jak ojciec, którego tak naprawdę nigdy nie miałem. - skrzywił się. - Nauczył mnie walczyć, strzelać i właściwie wszystkiego, co teraz umiem. Zginął na akcji niecałe 4 lata temu. Powierzył swoją funkcję mi i Ethanowi.
- Mieliście zaledwie po dziewiętnaście lat...
- Ethan miał już skończone dwadzieścia. Jest pół roku straszy. Na początku było ciężko, ale daliśmy radę.
Widziałam ból w jego oczach, kiedy wspominał dzieciństwo. Mój biedny, mały chłopczyk... Nagle jego trudny charakter, to, jaki był zamknięty w sobie, aluzja w słowach "Nie jestem dobrym wzorem do naśladowania."... Wszystko stało się jasne. Jestem na psychologii. Od początku brałam pod uwagę możliwość, że z zachowaniem Chrisa wiąże się jakieś wydarzenie z przeszłości, a jak się okazało, jest to cały ciąg wydarzeń. Każdy skutek ma swoją przyczynę.
- Teraz już wiesz, dlaczego nie lubię o sobie mówić. Nie ma się czym chwalić.
Przysunęłam się bliżej i lekko ścisnęłam jego dłoń. - Przykro mi Chris...
Wzruszył ramionami. - To przeszłość. Było, minęło. Trzeba żyć dalej.
- Właściwie... Dlaczego zdecydowałeś się mi to wszystko powiedzieć?
Spojrzał mi w oczy. - Bo chcę, żebyś mi zaufała. Miałaś rację, mówiąc, że nie możesz ufać osobie, o której nic nie wiesz. 
- Chris, ja... 
- Zanim podejmiesz decyzję, co zrobić z tymi informacjami, chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną rzecz.
- Co masz na myśli?
- Zakochałem się w tobie. - wyznał cicho. Poczułam, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Chris zakochany...we mnie? To w ogóle możliwe? Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jeśli powiem prawdę, wdepnę w coś, co może na zawsze zmienić moje życie, z jednej strony na lepsze, z drugiej rozpętać w nim piekło. A jeśli skłamię to prawdopodobnie stracę Chrisa na zawsze i nigdy sobie nie wybaczę, że tak bardzo zraniłam nas oboje, że nie dałam nam szansy. Odetchnęłam głęboko, starając się pozbierać myśli do kupy. Kocham go, bo jest moim przyjacielem, bo dobrze się przy nim czuję, bo ja rozumiem jego, a on mnie. Ale kochać kogoś i być w nim zakochanym to dwie różne rzeczy. I powinnam wreszcie przyznać sama przed sobą, że jestem zakochana w Chrisie. Tylko czy nasz związek ma szansę wypalić? Chyba nie przekonam się o tym, jeśli nie zaryzykuję...
- Chris... Ja też coś do ciebie czuję. - wyszeptałam. 
- I co z tym zrobimy? - spytał smutno.
Lekko wzruszyłam ramionami i przygryzłam usta.
- Wiesz, że to nie będzie normalny związek... - dodał.
- Moje życie dawno przestało być normalne. I niech sobie będzie jakie chce, póki ty w nim jesteś.
Christian pochylił się tak, że nasze czoła się stykały. Czułam na twarzy jego  przyspieszony oddech. Uśmiechnął się psotnie. - Teraz też dostanę z liścia? - spytał żartobliwie.
- Może nie...
- Chyba zaryzykuję. 
Ujął moją twarz w dłonie i złączył nasze usta w delikatnym, słodkim pocałunku.  Zarzuciłam mu ręce na szyję, przeczesałam palcami jego gęste, czarne włosy. Zupełnie poddałam się tej chwili. Nacisk jego warg na moje z każdą chwilą był mocniejszy, bardziej stanowczy. 

Serce waliło mi tak głośno, że miałam wrażenie, że wyskoczy z piersi. Kiedy zaczęło nam brakować powietrza, odsunął się nieznacznie. Oddychałam płytko, a po moich policzkach rozlał się rumieniec. Chris przychylił głowę i uśmiechnął się do mnie niepewnie. To chyba najbardziej krępująca sytuacja, w jakiej się razem znaleźliśmy. Oboje baliśmy się odezwać. Niezręczną ciszę przerwał w końcu Chris. - Naprawdę chcesz spróbować? 
- A ty?
- Zapytałem pierwszy. - droczył się.
- Jeśli ty chcesz to ja też. 
- Wchodzę w to. - wyciągnął do mnie rękę. Parsknęłam śmiechem i podałam mu swoją. To "przypieczętowanie umowy", tak bardzo w stylu Chrisa, sprawiło, że przestało być już tak dziwnie i atmosfera się rozluźniła.
- Czyli oficjalnie jesteśmy parą? 
- No nie wiem... Chyba powinnam podpisać jeszcze jakieś papiery? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Chodzi ci o akt małżeństwa? - uniósł brwi.
- Broń Boże! - zawołałam z autentycznym przerażeniem.
- No dzięki! - prychnął. Przewrócił mnie na trawę i zaczął łaskotać.
- Przestań! Błagam, przestań! - nieudolnie próbowałam mu się wyrwać. - Zrobię wszystko, co chcesz! 
Puścił mnie momentalnie. Ups. Na co ja się zgodziłam?
- Powiedz to.
- Co?
- Te dwa słowa.
- Które?
- Wiesz które. - przekonywał.
- Jesteś głupkiem! - wypaliłam i zerwałam się do ucieczki.
- I tak cię złapię! - krzyknął za mną.
Zaczęliśmy się gonić. W końcu mnie dopadł i wywaliliśmy się razem w wysoką trawę. Wisiał nade mną, opierając się na łokciach.
Posłałam mu słodki uśmiech. - Kocham cię. - powiedziałam cicho.
- Wiem. - wyszczerzył się.
- Ej!
Znowu mnie pocałował. - Ja ciebie też. Wracajmy.
***

~Christian~

- No moje gratulacje panie Nigdy-Nie-Będę-Mieć-Dziewczyny! - Ethan klepnął mnie w plecy z szerokim uśmiechem. Chyba naprawdę jest ze mnie dumny. Odwzajemniłem uśmiech. 
- Będziemy chodzić na podwójne randki, ale super! - pisnęła Sarah. Kiedy to usłyszałem zrzedła mi mina. O nie. Nigdy nie dam się wrobić w to całe romantyczne gówno. Mam dziewczynę, ale to nie znaczy, że nagle zmienię się w jakiegoś ciotowatego Romea. Emma też chyba nie była zachwycona tą propozycją, bo od razu zmieniła temat. 
***

- Możemy porozmawiać...? - zacząłem, gdy zostaliśmy już sami w moim pokoju. 
- Jasne, coś się stało?
- Naprawdę nie ma szans, żebyś mieszkała w bazie?
- Christian... 
- Tylko na wakacje. - zachęcałem. - Proszę?
- Tylko?
- Tak, obiecuję. We wrześniu wracamy tutaj.
Westchnęła ciężko. Widziałem, że bije się z myślami. - W porządku... - zdecydowała. - Tylko na wakacje.
Ulżyło mi. - Nie będzie tak strasznie, zobaczysz.
- I chcę trenować. - dodała.
- Załatwię to.
Uśmiechnęła się. Wreszcie. 
- To kiedy się tam przenosimy? 
- Jak najszybciej, może nawet jutro.
Pokiwała głową. - Ok.

~Emma~

Siedziałam w wygodnym, pluszowym fotelu, pogrążona w lekturze. Tym razem jest to "Rebecka" -  Daphne du Maurier. "Maxim milczał, a ja przyglądałam się niebu. Wydawało mi się, że staje się coraz jaśniejsze..." Jedna z klasycznych, romantycznych powieści, które tak uwielbiam. Chociaż ta podchodzi też trochę pod thriller no i nie jest przesłodzona wyidealizowanymi wątkami. Maxim to niesamowicie skomplikowany człowiek, naprawdę, dałabym wiele, żeby zostać jego psychologiem. Z drugiej strony równie skomplikowanego, tyle że realnego faceta mam pod samym nosem. Mam nadzieję, że się nie obrazi, jeśli posłużę się nim jako przykładem do pracy semestralnej w przyszłym roku.
- Bu!
O wilku mowa, a wilk tuż tuż. Z politowaniem spojrzałam na Chrisa. - Coś ci nie wyszło.
Prychnął. - Mi zawsze wychodzi. - oparł dłonie na biodrach. 
I znowu zgubił koszulkę. To takie irytujące. - Nie jest ci za zimno?
- Nie. Wiesz, że gorący ze mnie facet. - poruszył zabawnie brwiami. 
Zaśmiałam się. 
- Co tam czytasz, molu książkowy? - nachylił się nad poręczą fotela tak, że jego mokre włosy muskały mój policzek. Przyjemnie pachniał żelem pod prysznic i perfumami. - Ale nudy... - skwitował.
- Nie znasz się... To klasyka! Poza tym lubię dokonywać psychoanaliz mrocznych głównych bohaterów.
- Ja tylko stwierdzam fakty. - uniósł ręce w obronnym geście. - A chociaż przystojny ten koleś?
- Przystojny, ale za stary, żeby mógł mi się podobać. 
- Jasne, że ci się nie podoba, skoro masz przed oczami taki ideał. - oznajmił, klepiąc się po prawej stronie klatki piersiowej.
- Nie zapomnij dodać, że jest bardzo skromny. - zakpiłam.
- Wcale nie. Skromność jest dla brzydkich i duchownych. - powiedział z powagą.
Odłożyłam książkę na stolik i westchnęłam. - Idę spać.
- Możesz zostać ze mną.
- Mogę, czy ty chcesz żebym została?
- Jedno i drugie.
- No nie wiem... To bezpieczne?
- Nie. - uśmiechnął się łobuzersko. Pokręciłam głową z rozbawieniem. 
- Proszę. - wbił we mnie błagalne, błękitne spojrzenie.
- Ok, ale kołysanek nie umiem śpiewać. - Ostrzegłam.
- Nie musisz.
***

Christian otworzył przede mną drzwi do pokoju numer 38. Nic się nie zmieniło, odkąd ostatni raz tu byłam. - Więc teraz będziemy razem sypiać? 
- Jak to mówią, żadnego ślubu przed seksem. - zaśmiał się.
Walnęłam go w ramię. - Pomarzyć możesz.
- O ślubie czy o seksie?
- O jednym i drugim...
- Jeszcze zmienisz zdanie. - uśmiechnął się pewnie.
- Boże, jesteśmy razem niecałe dwa dni, a ty już mi składasz takie niemoralne propozycje. - westchnęłam.
- Przyzwyczaisz się. 
- Jesteś najbardziej frustrującym facetem na tej planecie, Blake.
- I vice versa, Davis.
- Ja też jestem frustrującym facetem? - uniosłam brwi.
Pokręcił głową z rozbawieniem. - Rozmawiałem z Carterem. Możesz przyjść na trening jutro o dziesiątej.
- Okay. Myślisz, że wrócę żywa?
- Niech tylko spróbują ci coś zrobić, to mnie popamiętają. Ale spokojnie, te matoły prędzej same sobie zrobią krzywdę, niż komuś.
Zachichotałam. - Fajną masz o nich opinię.
- Niestety, jest prawdziwa, nad czym ubolewam. 
Naszą rozmowę przerwał głośny, natarczywy dźwięk. Jego brzmienie przywodziło na myśl połączenie tradycyjnego szkolnego dzwonka i czegoś w stylu włączonego młota pneumatycznego.
Zakryłam uszy rękami. - Co się dzieje?! - Z trudem przekrzyczałam hałas.
- Ktoś napadł na nasz teren. 
Chris wsunął noże do pokrowców przy ciężkich, motocyklowych butach i szybko przeładował pistolety. Jego opanowanie było przerażające.
- Jedziesz tam?!
- To moja praca. Niedługo wrócę.
- Ale Chris... - Ze łzami w oczach złapałam go za ramię. Miałam w głowie milion wyobrażeń i we wszystkich kończył z kulką w klatce piersiowej.
- Spokojnie... Zostaniesz tu i zaczekasz na mnie, nic ci nie grozi. - przytulił mnie krótko.
- To o ciebie się martwię!
- Nic mi nie będzie, mała. - odparł łagodnie, po czym puścił mnie i szybko wyszedł z pokoju. 
Zsunęłam się po ścianie i ukryłam głowę w ramionach. Wstrząsnął mną szloch. Alarm ucichł i wokół panowała martwa cisza. Była wręcz nie do zniesienia. Aż do teraz, nie zdawałam sobie sprawy, jak naprawdę wygląda życie Chrisa. Ryzyko, narażenie się na śmierć... Jedyne, co mi pozostało, to mieć nadzieję, że wróci cały i zdrowy.
______________________________
Hej!
Jak wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Zanudził Was, czy może wręcz przeciwnie? :)
Emma i Chris razem - jeeej! :D Myślicie, że długo ze sobą wytrzymają? Nie byłoby miło, gdyby Chris narobił głupot... To nie jest żadna sugestia, skąąąd...😅 
Czekam na Wasze komentarze. Rozdział 7 za tydzień. :)
Do następnego <3
Little M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz